A. L. Layman
Gautama Budda
i jego nauki

34,00 

Gautama Budda był filozofem i duchowym nauczycielem, żyjącym kilkaset lat przed Chrystusem w Indiach. W procesie medytacji wykroczył poza karmę i koło narodzin i śmierci – czyli reinkarnację. Jego nauki opierają się na rozpoznaniu iluzji materialnego życia, dogłębnym zrozumieniu wszelkich cierpień człowieka oraz kierują ku całkowitemu od niego uwolnieniu, ku Nirwanie.

SKU: 1013702 Kategoria:

Opis

Autor przestawił najważniejsze fakty z życia Wielkiego Oświeconego. Pomaga to zrozumieć sytuację, w jakiej znajdował się książę Siddhartha i co zmotywowało go do wielkich poświęceń na rzecz całej ludzkości.

Czytelnik znajdzie tutaj opisy najważniejszych ezoterycznych nauk Buddy opartych na uniwersalnej zasadzie karmy sprawiającej, że człowiek ponosi konsekwencje wszystkich swoich myśli, słów i czynów. Ze względu na krótki okres ludzkiego życia nauka pochodząca od karmy rozciąga się na niezliczoną ilość wcieleń reinkarnującej się duszy. Droga ku wyzwoleniu wiedzie poprzez rozpoznanie własnej natury, własnych emocji i myśli, skorygowanie ich, przyjęcie bezinteresownego, altruistycznego stylu życia i wznoszenie własnej świadomości z myślenia materialistycznego na koncentrację na Boskiej Iskrze tlącej się wiecznie w sercu każdego człowieka.

Cytaty z ksiązki:

Kilkakrotnie stawiano pytanie, czy buddyzm jest religią, czy też filozofią. Jedni przypisują mu tylko charakter religii, inni tylko charakter filozoficzny. Po głębszym zbadaniu rzeczy przekonamy się jednak, że jest on zarówno religią, jak i filozofią.

Co to znaczy, że jest religią? Wynika ona z potrzeby doprowadzenia do zgody zjawisk świata zewnętrznego z światem wewnętrznym człowieka, z jego popędami etycznymi, z uczuciami. Ponieważ jednak obu tych sfer: świata na zewnątrz nas i uczucia wewnątrz nas, branych tak jak są, nie można ze sobą pogodzić, budzi się konieczność, by świat zewnętrzny i nasze uczucia powiązać pewnymi wyobrażeniami, w których przebijałyby się nasze etyczne życzenia i wymagania. Sprawa pogodzenia świata zewnętrznego i uczuć nie może wyjść ze strony owego świata zewnętrznego, nieruchomego i nienaginającego się do nas nigdy, ale musi wyjść z uczucia. Uczucie musi się nagiąć, dlatego to religią jest sprawą uczucia.

Pierwotnie to uczucie religijne zwraca się ku światu zewnętrznemu, skłonne owe przeróżne i niezrozumiałe zjawiska świata przedstawić jako działanie zbawiennych lub szkodliwych boskich sił – w późniejszym rozwoju jednak wraca to uczucie do wewnątrz, zajmując się więcej światem wewnętrznym człowieka niż zewnętrznym; jego etyczny kierunek wzmacnia się, a religia staje się urzeczywistnieniem etycznych postulatów, powstałych właśnie z chęci złagodzenia różnicy między »ja« i »ty«, między światem a nami, między podmiotem a przed­miotem.

Czym zaś jest filozofia? Nauką najogólniejszą, która łączy zdobycze nauk poszczególnych w jedną harmonijną całość, zadowalającą wymagania rozumu i potrzeby uczucia, stwarzającą pogląd na świat i życie. Ostatnim jej celem jest zdobyć pogląd na świat, który odpowiadałby potrzebie ludzkiego ducha, podporządkowując szczegóły ogólnym teoretycznym i etycznym punktom widzenia.

W buddyzmie łączy się jedno i drugie: podniosłe etyczne prawdy z głębokim filozoficznym poznaniem, i to łączą się one w jedną nierozłączną całość. Buddyzm wyjaśnia swym wyznawcom przyrodę światów i panujące w nich prawa i siły; otwiera człowiekowi wnętrze jego ducha, wskazując mu wyższe przeznaczenie ponad krótkotrwałym życiem; budzi uśpione w nim moralne siły i zdolności; zapala popęd do rzeczy szlachetnych, uczy go być ludzkim, cierpliwym, nieegoistycznym i niesie po­ciechę w cierpieniach. Z drugiej strony, nie żądając od wiernych ślepej wiary, ale przekonania zdobytego własnym badaniem i zastanawianiem się, nie opierając nauki swej na woli niepojętego Boga lub na nadprzyrodzonym objawieniu, ale na znanym każdemu biegu świata i życia, rozjaśnia umysł objęty złudą tego świata, wskazuje mu prawdę i prowadzi drogą do celu, gdzie wszystko zmienne i przemijające okazuje się złudzeniem – i w tym właśnie objawia swój charakter filozoficzny.

(…)

Budda nie jest imieniem własnym; służy tylko do określenia wewnętrznego stanu duszy, znaczy tyle, co »przebudzony, oświecony« (budd to „zbudzić się”, „wiedzieć”, „znać”). W znaczeniu pochodnym określa ono człowieka, który z własnej mocy i woli osiągnął najwyższe możliwe do osiągnięcia przez człowieka poznanie i moralną doskonałość. Ten przydomek na­dano Buddzie później. Właściwym jego imieniem było Siddhartha. Rodowe imię jego ojca brzmiało Gautama. Pocho­dził on z rodu królewskiego, gdyż Indie w owych czasach, jak jeszcze częściowo i dziś, rozpadały się na drobne królestwa, obszaru mniej więcej Śląska zachodniego lub Bukowiny. Królestwo jego ojca Suddhodana, rządzące przez plemię Sakya, znajdowało się w północno-wschodnich Indiach u stóp Himalajów, a 150 km na północ od sławnego miasta Benares stała jego stolica Kapilawastu.

Mały Siddhartha urodził się tamże według podania w 623 roku przed naszą erą. Nowsze porównania dat astronomicznych, nowsze badania ustalają rok 560 przed Chrystusem jako czas jego narodzin. Mnóstwo podań i dziwnych wydarzeń otacza jego kolebkę i młodość, poprzestanę jednak na tym, co dało się historycznie sprawdzić. Matka jego zwała się Maya. Już przy urodzeniu małego księcia bramińscy kapłani i astrologowie goszczeni na dworze króla przepowiedzieli, że jeśli Siddhartha obejmie tron, będzie królem nad królami, a jeśli się tronu zrzeknie i obierze żywot pokutniczy, zwycięży świat i będzie »Buddą« w znaczeniu wyżej określonym.

(…)

Dla wielu ludzi wymaganie bezinteresowności wydaje się rzeczą niezmiernie trudną, gdyż czują, że pożądania ich to oni sami – że nic by z ich ja nie pozostało, gdyby im odebrać te szczególne, im właściwe pragnienia, upodobania i niechęci. Lecz tak zdawać się może tylko tym, którzy nie widzieli Mistrza; w świetle Jego Świętej Obecności gasną wszelkie pragnienia, prócz jednego: by Jemu stać się podobnym. Jeśli jednak zechcesz, możesz się wyzbyć wszelkich żądz i wcześniej, zanim będziesz miał szczęście spotkać Go twarzą w twarz.

Rozpoznawanie pokazało ci już, iż rzeczy, których większość ludzi pożąda – jak bogactwo i władza – nie mają wartości; a gdy się to prawdziwie poczuje, a nie tylko wypowie, wszelkie pożądanie tych rzeczy ustaje.

Do tego miejsca wszystko jest proste i wymaga tylko twego zrozumienia. Ale istnieją ludzie, którzy są gotowi zaniechać pogoni za ziemskim dobrem tylko po to, by zdobyć nagrodę nieba lub osobiste wyzwolenie od ponownych narodzin; tego błędu unikaj. Jeśli całkowicie zapomniałeś o swym „ja”, nie możesz myśleć o jego wyzwoleniu ani o tym, jaka nagroda je czeka. Pamiętaj, iż wiąże nas każde samolubne pragnienie – choćby przedmiot jego był najwyższy. Dopóki nie odrzucisz wszystkich, dopóty nie możesz być wolny dla pracy Mistrza.

A gdy znikną wszystkie osobiste pragnienia, może ci jeszcze pozostać jedno: chęć widzenia owoców twej pracy; gdy niesiesz komuś pomoc, chciałbyś widzieć jej rezultat; może pragnąłbyś nawet, by i on go widział i był ci wdzięczny. Ale to jest także pragnieniem, a zarazem brakiem ufności. Jeśli dla pomocy komuś pewną energię wprowadzasz w działanie, rezultat musi nadejść, choć dla ciebie niewidzialny może pozostać; jeśli znasz Prawo, wiesz, że inaczej być nie może. Postępuj więc sprawiedliwie dla samej sprawiedliwości, nie dla spodziewanej nagrody; pracuj dla samej pracy, nie dla nadziei ujrzenia jej owoców; służ światu z miłości i dlatego że nie możesz żyć inaczej.

Nie pragnij posiadania władz psychicznych, przyjdą same, gdy Mistrz uzna, iż jest to dla ciebie pożyteczne. Forsowne i zbyt wczesne rozwijanie zdolności psychicznych pociąga za sobą często wiele niebezpieczeństw; posiadający je nierzadko bywa wprowadzany w błąd przez zwodnicze duchy natury lub staje się zarozumiały i nie wierzy w możliwość swej pomyłki; w każdym razie czas i siły, których wymaga zdobywanie ich, można poświęcić pracy dla innych. W miarę twego rozwoju władze psychiczne pojawią się same, pojawić się muszą; a jeśli Mistrz uzna, iż pożyteczne jest, abyś posiadł je wcześniej, sam wskaże ci odpowiedni, bezpieczny sposób ich rozwijania. Do tego czasu lepiej ci jest bez nich.

Unikaj też różnych drobnych pożądań, tak rozpowszechnionych w codziennym życiu. Nie pragnij nigdy olśniewać lub wydawać się mądrym; nie bądź też żądny mówienia. Dobrze jest mówić mało; a jeszcze lepiej milczeć, póki nie jesteś zupełnie pewien, iż to, co chcesz powiedzieć, jest słuszne, życzliwe i użyteczne. Zanim się odezwiesz, pomyśl, czy słowa twe będą miały te trzy cechy, jeśli nie, lepiej ich nie wypowiadaj.

Warto abyś już teraz przywykał do głębszego zastanawiania się, zanim zaczniesz mówić, gdyż po przejściu Wtajemniczenia będziesz musiał czuwać nad każdym twym słowem, ażebyś nie powiedział tego, co wymówione być nie powinno. Większość zwykłych rozmów jest bezcelowa i pusta, a gdy się to zmienia w obmowę, jest występkiem. Naucz się więc raczej słuchać niż mówić; nie wygłaszaj swego zdania, zanim nie zostaniesz wręcz zagadnięty. Czasem nieodzowne dla ucznia cechy określa się jako: wiedzę, śmiałość, wolę i milczenie; a to ostatnie jest z nich najtrudniejsze.

(…)

Budda opuścił więc pałace i rodzinę – udał się w puszczę, by rozmyślać nad środkami uniemożliwiającymi dalsze wcielenia. Opuścił wszystko, swego ojca (matka umarła w siedem dni po jego urodzeniu), swego syna, wszystkie uciechy, którymi ojciec tak hojnie go obdarzył. Ale nikomu ze swego otoczenia nie objawił swego zamiaru, bojąc się, aby nie uległ prośbom ojca i żony. W nocy, gdy wszystko spało, rzucił ostatnie spojrzenie na śpiącą żonę i dziecko, zbudził swego woźnicę, kazał osiodłać swego ulubionego konia i przebiegł niespostrzeżenie koło straży pałacowych. Gdy znalazł się na wzgórku za miastem, zjawił się mu Maro, zły duch, kuszący, i wskazał mu całe miasto, jego bogactwa i rozkosze, ukazał mu okoliczne kraje i państwa, przedstawił mu przed oczami potęgę i moc królów, obiecując mu panowanie nad światem, gdy odstąpi od swych zamysłów. Książę jednak umiał się przezwyciężyć i umocnił się w swych zamiarach.

Miał wówczas 29 lat. Przerwawszy swą ucieczkę nad rzeką Anoma, zsiadł z konia, oddał go woźnicy, oddał mu swą zbroję, swe klejnoty i rozkazał mu wrócić do Kapilawastu i uspokoić ojca i żonę. Siedem dni przepędził na rozmyślaniach, szczęśliwy, że wyrwał się z więzów świata i że może się oddać badaniu spraw świata i ducha. Z przechodzącym żebrakiem zamienił swe ubranie i poszedł do Radżagaham, stołecznego miasta sąsiedniego królestwa.

Tam bowiem żyli dwaj świątobliwi bramini, o których mądrości szeroko opowiadano. Przystał do nich i stał się ich uczniem. Jeden z nich uczył, że modlitwą, ofiarą i religijnymi czynnościami różnego rodzaju można oczyścić duszę, uzyskać łaskę bożą i dojść do zbawienia; drugi uczył, że tylko mistyczne zagłębianie się prowadzi do bezpośredniego oglądania Przedwiecznego i w ten sposób stanowi drogę do zbawienia.

Budda jednak przejrzał wnet, że nie tędy droga. Przyswoiwszy sobie całą wiedzę obu braminów, biorąc czynny udział w ich religijnych czynnościach, zauważył, że do swego celu wcale się nie zbliża, że wiedza tych dwóch świątobliwych nie uwolni przecież ludzkości od cierpień śmierci i ponownego wcielenia.

Udał się więc gdzie indziej, do miejsca nazwanego później Budda-Gaya, tj. pustelnia Buddy. Tam dziś jeszcze kilka klasztorów otacza to miejsce, które jest głównym celem pielgrzymek wszystkich buddystów. Otóż w owych czasach przebywało tam pięciu braminów, sławnych nauczycieli religii. Ich kierunek był głównie ascetyczny. Wierzyli i uczyli oni, że całkowite zaparcie się, gwałtowne umartwianie się i wykorzenianie zmysłowych popędów, woli i namiętności jest prawdziwą drogą zbawienia.

Gautama postanowił zastosować się do tej nauki, usunął się w gąszcz leśną i oddawał się najtwardszym pokutniczym praktykom i wytrwał w tym długie lata. Wkrótce rozeszła się wieść o jego pokutniczym żywocie i świątobliwym życiu i zgromadziła wokoło niego pięciu towarzyszy, dążących do tego samego celu; oczekiwali oni, że przecież przyjdzie dzień, gdy osiągnie on zbawienie, a wtedy chcieli zostać jego uczniami.

Tak wytrwał Budda 6 lat. Siły cielesne opuszczały go, a duchowe siły wcale się nie zwiększały. Bezustanne umartwianie się, posty i czuwania doprowadziły go prawie do śmierci. Pewnej nocy pogrążony w rozmyślaniach padł omdlały z wycieńczenia, a uczniowie uznali go za martwego. Przyszedłszy do siebie zrozumiał znów, że nie tędy droga, że ascetyzm nie prowadzi ani do doskonałości, ani do zbawienia. Późniejszy wielki apostoł buddyzmu, Nagaseno, mówi: »Drogą samych umartwień nie dochodzi się nawet do lepszego wcielenia, a cóż dopiero zbawienia«. W księdze Dhammapadam czytamy też: »Nóż chwycony za ostrze kaleczy rękę. Źle pojęte ascetyczne ćwiczenia gotowe są zepchnąć na drogę odwrotną«.

Tak więc porzucił Siddhartha dotychczasową drogę i począł przyjmować regularnie pokarm. Uczniowie widząc to, nie pojmowali tej zmiany i sądząc, że zaniechał swych zamiarów, opuścili go. On zaś doszedłszy do tego, że obce nauki nie zawiodą go do celu, począł sam przemyśliwać nad sto­sowną drogą. Porzucił znęcanie się nad sobą samym, ograniczając się tylko do ścisłego unikania zmy­słowości wszelkiego rodzaju, a równocześnie dążył w zupełnym odosobnieniu do rozświetlenia umysłu i rozwinięcia wyższych sił ducha. Pewnej nocy usiadł pod drzewem niedaleko rzeki Nerandżara i tam stoczył ostatnią walkę wewnętrzną.

(…)

Siedem dni pozostał Budda pod owym drzewem, zagłębiając się w to wielkie, dopiero co zdo­byte poznanie. A wtedy przyszła mu myśl: »Poznałem wielką prawdę, zdobyłem ją z trudem – czy mam ją oznajmić ludziom? Pętami rozkoszy związany jest człowiek na ziemi. Nie pozna on wielkiego prawa przyczyn i skutków, prawa przyczynowości moralnej, nie zrozumie go – nie będzie chciał słuchać nauki o porzuceniu woli do życia, tj. o zwalczaniu woli żądz i egoizmu jako jedynej drogi poznania i wolności ducha. Jeśli naukę tę zacznę głosić, przyniesie mi to tylko trudy, kłopoty i rozczarowanie«.

Rzecz ta da się wytłumaczyć. Siddhartha doszedł teraz do tych poglądów na naturę człowieka i otaczającego go świata, do tego psychologiczno-moralnego systemu, któremu pozostał wierny do końca swego życia. Gdy opuściło go jednak przekonanie o wartości ofiar i pokutniczego żywota, wobec prostoty i siły jego systemu, poczuł Budda ten wielki rozdział, jaki powstał między jego nauką a nauką otoczenia. Ogarnęło go uczucie samotności i opuszczenia, jakie zwykle jest losem wielkich ludzi w momentach wielkiej podniosłości ducha, że wy­dawało mu się prawie niemożliwym pójść z tą nauką między lud; z tą nauką, która koniecznie wydać się im musi dziwna, nawet niezrozumiała. Jak prze­cież mogli ludzie, ulegający wiecznie pokusom, których siłę poznał dokładnie na sobie, ludzie, którym brakło powagi, dojrzałości umysłowej, tej, którą on z trudem zdobył, jak mogli ci ludzie pojąć istotę takich prawd, będących na oko tak prostymi i bez znaczenia, a w rzeczywistości zasadniczymi i o doniosłym znaczeniu.

Wszak rozchodziło się tu jedynie o samowychowanie człowieka, o wpojenie mu dążenia do uwolnienia się z więzów namiętności, – o samowychowanie niepoparte żadnym rytuałem, żadnymi ceremoniami, żadną hierarchią kapłanów, bez całego aparatu bóstw, którymi braminizm hojnie rozporządzał i w które lud tak chętnie pokładał zaufanie, bo wolał opiekę nadprzyrodzoną, niż ciężką pracę nad sobą samym.

W tych warunkach nachodziło go słuszne zwątpienie. Ale zwyciężył inny motyw: miłość i litość dla cierpiącej ludzkości. Dla buddysty jest to motyw niezmiernej wdzięczności dla Buddy, że ten, który osiągnął już szczyt doskonałości, jeszcze dał się powodować bliźnim, zstąpił na świat i cierpiał po to, by oświecić ludzkość. Zresztą milczenie Buddy w tym wypadku byłoby potwierdzeniem jakiegoś niepowodzenia, a przecież zawsze to miło być roznosicielem wesołej nowiny, głosicielem prawdy. Zresztą motywy jego własnej nauki nie pozwalały na wygodne milczenie: byłby to egoizm, któryby go na nowo wplątał we więzy moralnej przyczynowości, czego on przecież teraz już unikał.

(…)

Te trzy zasadnicze pojęcia będę się starał wyjaśnić. Rozwój drogą odradzania się – to byłoby wszystko (biorąc tę naukę w sensie filozoficznym). Ale jak, jaki ma być ten rozwój, na jakich prawach oparte odradzanie się? Wszystko to wyjaśnia jedno słowo: karma. Karma i łacińskie creare pochodzą od jednego sanskryckiego źródłosłowu kri oznaczającego „czynić”, „pracować”, „czyn”, „działanie”. Z tym znaczeniem wiąże się znaczenie karmy jako przyczynowości – przyczyna jest, według naszych teoretyczno-poznawczych poglądów, czynem, a skutkiem czynu jest znów czyn. Czyn trzeba tu pojmować w najszerszym znaczeniu, jako wszelki objaw woli, ba, nawet myśl, nawet byt własny, jest takim objawem woli. Kto próbował kiedyś ścigać swoje myśli i uczucia, przekonał się, że są one splecione w łańcuch, w którym nie brakuje ani jednego ogniwa; czyny nasze lub obce budzą w nas myśli, myśli wywołują uczucia, reakcję wewnętrzną, która przez wolę, a raczej w formie woli staje się reakcją zewnętrzną. Wolą działamy na świat ze­wnętrzny, więc wola znów wywołuje czyny nasze lub obce, i tak ciągle w koło; wszystko tu jest przyczyną, skutkiem, skutek przyczyną nowych skutków, które znów zwracają się przeciw nam, na nas reagują, my na nie. Nauka o karmie nie jest niczym innym, jak tylko dobrze zrozumianą psychologią woli, taką, jaka przedstawiana jest dziś w nauce od czasów Kanta, Schoppenhauera i Wundta, a przecież trzeba pamiętać, że tezy te głoszone były w Indiach około roku 500 przed Chrystusem.

(…)

A więc Budda wzywa do pracy nad sobą, radzi nawet porzucić świat i wstąpić do zgromadzenia wybranych – do klasztoru, który uważa za jedyny środek do szybkiego postępu. Ci, którzy pozostają w świecie, zdolni są osiągnąć niższy stopień doskonałości.

Rozróżnia on cztery stopnie doskonałości:

  1. Stopień: Nawrócenie, zrozumienie jego prostej nauki. Stopień ten uważa za coś o wiele wyższego niż godności ziemskie, honory, nawet posiadanie całego świata. Ten stopień uwalnia człowieka od złudzeń egoizmu, od wątpliwości i od wiary w skuteczność obrzędów i ceremonii.
  2. Stopień: Doskonałość, niesie ona te skutki, że człowiek musi zjawić się na świecie jeszcze tylko raz. Stopień ten można osiągnąć przez zredukowanie pożądliwości i nienawiści aż do minimum.
  3. Stopień: Ci, którzy nie wcielają się już więcej w świecie materialnym, ale w sferach wyższych, mniej materialnych. Na tym stopniu ginie wszelki ślad pożądliwości i nienawiści.
  4. Stopień: Na tym stopniu znajdują się tzw. Arahat, którzy doszli do pełnej wiedzy, którzy nie pragną zupełnie życia indywidualnego, ani na ziemi, ani w niebie.

(…)

Dla przeciętnego człowieka okres między jednym a drugim wcieleniem trwa około lat 1500. Wysoko umysłowo rozwinięte jednostki przebywają w tym stanie dłużej: 2000 – 3000 lat; ludzie charakteru niskiego zaledwie kilkaset lat. Dziecko umierające w epoce życia, w której nie mogło rozwinąć jeszcze ani umysłu, ani woli, musi się wcielać bezpośrednio prawie po śmierci.

Wcielający się dobiera sobie rodziców, a właściwie wyznacza mu ich karma. Dlatego to dzieci są duchowo i umysłowo podobne do rodziców. Wewnętrzna istota jednostki doszukuje sobie odpowiedniego tła. Gdy uderza godzina wcielenia się, czujemy właśnie nieprzezwyciężony pociąg do tych, a nie innych rodziców. Wewnętrznie zgodny stan rodziców i dzieci wywołuje właśnie owe zgodne charaktery, a nawet podobieństwo rysów twarzy. Tak więc pojmuje buddyzm całą teorię dziedziczności.

(…)

Pogodnie nieś swoją karmę, choćby była najcięższa. Ból, który cię spotyka, możesz uważać za zaszczyt, jest on bowiem oznaką, że Władcy Karmy poczytują cię za godnego pomocy. Choć byłaby ciężka, bądź wdzięczny, że nie jest gorsza. Pamiętaj, iż mało możesz być pomocny Mistrzowi, zanim twa zła karma się nie wyczerpie, zanim nie będziesz od niej wolny. Ofiarowując się dobrowolnie Mistrzowi, prosiłeś o jej przyśpieszenie, teraz więc w przeciągu jednego lub paru żywotów spłacasz to, co mogło być rozłożone na ich setki. Lecz chcąc z niej jak najwięcej skorzystać, musisz ją znosić z pogodą, radośnie.

(…)

Co się odradza, co się wciela? Otóż nic innego, jak nasza wola do życia, nasz charakter. Odrodzić się znaczy tylko, że wola do życia, nasza karma, krystalizuje się w formę materialną. Karma po upadku jednego ciała krystalizuje się w nowe, przybiera inne kształty. Nie jest to więc żadna wędrówka dusz – jak to dawniej błędnie mniemano – lecz tylko skrystalizowanie się naszego stanu woli w pewną materialnie widzialną formę.

Co do pojęcia duszy, to buddyzm stoi od 2400 lat na tym samym stanowisku, do którego doszła dziś nauka: dusza (nie »duch«, Iskra Boża) jest zbiorową nazwą oznaczającą kompleks naszych odczuć, uczuć i objawów woli. Buddystyczne »ja« nie jest ani materialną, ani niematerialną substancją, ale stanem powstałym przez złączenie się pięciu khand. Khandy są to elementy wiążące nas do bytu; są to: cielesność, uczucie, spostrzeganie, rozróżnianie i świadomość. Tych 5 razem działając wytwarza w nas pojęcie naszego »ja«. Przy śmierci giną one, przy odrodzeniu karma tworzy znów nowe, więc nową indywidualność, nowe »ja«. My, związani ze światem wierzymy, że te 5 elementów jest naszą wewnętrzną istotą. Ten, który poznał, wie, że naszą istotę wewnętrzną tworzy nasza karma, a każdorazowe ja jest tylko krótką znikomością, jest jakby światełkiem, które zapalamy, by chwilowo rozświetlić drogę; gdy jest nam zbyteczne, zgasić, i znów gdy potrzeba zapalić. Ja się zmienia, ginie i powstaje nowe, a wszystkie razem wiąże jedna stała karma – przyczynowość.

ISBN 13: 978-83-66388-31-4
EAN: 9788366388314

Informacje dodatkowe

Waga 200 g
Wymiary 14,5 × 20,5 cm
Autor

A. L. LAYMAN

Książka

okładka miękka

Objętość

80 stron