Helena P. Bławatska
Nauki tajemne w praktyce


39,00 

Wielu ludzi poszukuje praktycznych wskazówek w dziedzinie poznania tego, jaką ścieżką kroczyć, by odnaleźć głęboki rozwój duchowy. Od najdawniejszych czasów rolę nauczycieli w tej dziedzinie brali na siebie Mędrcy, Adepci starożytnej wiedzy. Ich obowiązkiem jest zadbanie o to, by powierzeni ich opiece uczniowie zgłębiali prawdy służące dobru całego rodzaju ludzkiego i realizacji najszlachetniejszego celu, jaki może obrać człowiek – ewolucji.

SKU: 1018891 Kategoria:

Opis

Jeśli uważamy, że celem życia jest zaspokajanie naszego materialnego ja, dbanie o jego wygodę i definiujemy to jako najwyższy stan szczęścia, mylimy niskie z wysokim, iluzję z Prawdą. Jeśli będziemy potrafili wejść na ścieżkę ewolucji, na której przestaniemy przywiązywać się do tego co materialne, stworzymy zupełnie nową cywilizację. Im głębiej zapadamy w materię, tym więcej materialnych środków potrzebujemy dla poczucia komfortu.

Potężny bóg w człowieku nie jest materialny, nie podlega restrykcjom nałożonym na materię. Bo co jest naprawdę niezbędne dla życia? Cóż, każdy sam wymyśla, co jest mu potrzebne. Tworzy rzeczywistość, z którą się zgadza i która kusi go, by w niej pozostał, nierzadko nie pragnąc niczego więcej. Zdobycie wiedzy, co do ogromnych możliwości, jakie stwarza ludzki byt jest niezbędna dla rozpoczęcia życia budzącego zapał. Dzięki temu stanie się ono dla nas wartością samą w sobie, będziemy bowiem rozumieli jego misję i nauczymy się doceniać wspaniałe możliwości, jakie nam stwarza.

Cytaty z książki Helena P. Bławatska – Nauki tajemne w praktyce:

Wielu ludzi poszukuje praktycznych wskazówek w dziedzinie wiedzy tajemnej. Dlatego niezbędne jest sprecyzowanie raz na zawsze następujących zagadnień:

  • Zasadniczej różnicy pomiędzy wiedzą teoretyczną a praktyczną w tej dziedzinie albo tym, co znane jest jako teozofia i jako wiedza tajemna
  • Natury trudności wynikających ze studiowania tej drugiej.

(…)

Łatwo jest zostać teozofem. Każdy przeciętnie inteligentny człowiek, skłaniający się ku metafizyce, wiodący czyste, bezinteresowne życie, który odnajduje więcej radości w pomaganiu innym niż w otrzymywaniu pomocy, gotów poświęcać własne przyjemności ze względu na innych, kochający prawdę, dobro i mądrość dla nich samych, nie dla korzyści, jakie mogą się z nimi wiązać – jest teozofem.

Zupełnie inną kwestią jest wyruszenie w drogę prowadzącą do poznania tego, co jest dobre, oraz do umiejętności odróżniania dobra od zła; w drogę, która daje człowiekowi jednocześnie zdolność czynienia dobra, którego pragnie, często nawet bez konieczności robienia czegokolwiek.

(…)

Student powinien znać pewien istotny fakt. Nauczyciel bierze na siebie ogromną, niemal niewyobrażalną odpowiedzialność za ucznia. Poczynając od wschodnich guru nauczających potajemnie lub jawnie, po grupę zachodnich kabalistów, którzy przekazują tę świętą naukę swoim uczniom – przy czym ci zachodni hierofanci często nie zdają sobie sprawy z zagrożenia, jakie się z tym wiąże – każdy z tych „nauczycieli” podlega jednemu nieprzekraczalnemu prawu. Od chwili, gdy naprawdę zaczyna on nauczać, przekazywać jakiekolwiek umiejętności – psychiczne, mentalne czy fizyczne – swoim uczniom, bierze na siebie wszystkie grzechy ucznia, jakie zdarzy mu się popełnić w związku z dziedziną nauk tajemnych, świadomie lub nie, do chwili, gdy inicjacja przemieni ucznia w mistrza, który sam weźmie na siebie tę odpowiedzialność.

(…)

Jest więc oczywiste, dlaczego „nauczyciele” są tak małomówni i dlaczego „uczniowie” muszą przejść siedmioletni czas próby, by dowieść, że zasługują na te nauki, i zacząć rozwijać w sobie cechy niezbędne dla bezpieczeństwa Mistrza i ich samych.

Wiedza tajemna to nie magia. Stosunkowo łatwo jest nauczyć się magicznych formuł i metod posługiwania się subtelniejszymi, choć wciąż materialnymi siłami natury fizycznej; zdolności zwierzęcej duszy w człowieku można szybko przebudzić; łatwo rozwijać te siły, które można pobudzić do działania miłością, nienawiścią czy namiętnością. Ale to jest czarna magia – czarownictwo. Bo tylko motywacja czyni z istniejących potęg czarną i złą albo białą i dobroczynną magię. Niemożliwością jest angażowanie sił duchowych, jeśli działający posiada w sobie choćby krztę egoizmu. Bo jeśli intencja nie jest absolutnie czysta, to, co duchowe, przemieni się w psychiczny akt w wymiarze astralnym, powodując niskie skutki. Potęgi i siły zwierzęcej natury mogą wykorzystywać także ludzie egoistyczni i mściwi, jak i bezinteresowni i wybaczający. Potęgi i siły ducha słuchają tylko tego, czyje serce jest nieskazitelnie czyste – i to jest magia boska.

(…)

Aby przekazać wam pewne wyobrażenie na temat warunków niezbędnych dla bezpiecznego studiowania Boskiej Mądrości, czyli bez ryzyka, że magia boska przemieni się w czarną, zamieszczamy tu tekst zaczerpnięty z listy „prywatnych reguł”, jakie posiada każdy nauczyciel Wschodu. Wybraliśmy z tej długiej listy kilka akapitów i objaśniliśmy je w nawiasach.

(…)

Zanim uczeń otrzyma pozwolenie, by studiować „twarzą w twarz”, musi osiągnąć podstawowe zrozumienie w wybranej grupie upasaka (uczniów), których liczba musi być nieparzysta. [„Twarzą w twarz” oznacza w tym wypadku studiowanie niezależnie lub z dala od pozostałych, kiedy uczeń otrzymuje instrukcje twarzą w twarz ze sobą (swoim wyższym Boskim Ja) albo guru. Tylko wtedy każdy otrzymuje stosowną wiedzę zależnie od tego, jak potrafił korzystać z dotychczasowej. Może się to wydarzyć dopiero pod koniec cyklu nauczania.]

(…)

Grupa studiujących upasaka musi dbać o to, by byli oni jak palce jednej ręki. Wpoisz im, że to, co krzywdzi jednego, krzywdzi także innych; a jeśli radość jednego nie rozbrzmiewa echem w piersiach pozostałych, niespełnione zostały warunki i dalsza nauka nie ma sensu. [Taka sytuacja właściwie nie może mieć miejsca, jeśli wstępna selekcja uwzględniała wymogi magnetyzmu. Wiadomo, że uczniowie skądinąd obiecujący i zdolni do przyjęcia prawdy musieli czekać latami z powodu swojego temperamentu i niemożności zharmonizowania się z towarzyszami.]

(…)

Ci, którzy chcą zdobywać wiedzę prowadzącą do siddhi (tajemnych mocy), muszą wyrzec się całej próżności tego świata (tu następuje wyliczenie siddhi).

(…)

Nikt nie może odczuwać różnicy pomiędzy sobą a innymi uczniami, nie może myśleć „jestem z nich najmądrzejszy”, „jestem bardziej święty i miły nauczycielowi czy społeczności niż mój brat” itp., jeśli chce nadal być upasaka. Jego myśli muszą się przede wszystkim koncentrować na sercu, oczyszczać je z każdej wrogiej myśli wobec jakiejkolwiek żywej istoty. Serce musi być pełne uczucia jedności ze wszystkimi istotami i z całą naturą, w przeciwnym razie sukces nie zostanie osiągnięty.

(…)

Lanoo (uczeń) powinien wystrzegać się odbierania wyłącznie wpływów zewnętrznych (magnetycznych emanacji żywych istot). Z tego powodu, będąc w harmonii ze wszystkimi, musi w swojej wewnętrznej naturze dbać o oddzielenie zewnętrznego ciała od wszelkich obcych wpływów: nikt nie może pić ani jeść z jego kubka poza nim samym. Musi unikać fizycznego kontaktu (tj. dotyku) ludzi i zwierząt. [Nie wolno mu nawet mieć kontaktu ze zwierzętami domowymi, dotykać niektórych drzew i roślin. Uczeń musi żyć, by tak rzec, we własnej atmosferze, by ją zindywidualizować dla tajemnych celów.]

(…)

Umysł musi pozostać w sprzeczności ze wszystkim tym, co nie jest uniwersalną prawdą w naturze, inaczej bowiem „doktryna serca” stanie się jedynie „doktryną oka” (tj. pustym, zewnętrznym rytuałem).

(…)

Medytacja, abstynencja, wypełnianie powinności moralnych, łagodne myśli, dobre uczynki i miłe słowa wyrażające dobrą wolę wobec wszystkich i całkowite zapomnienie o sobie są najskuteczniejszymi środkami do uzyskania wiedzy i przygotowania się do przyjęcia wyższej mądrości.

(…)

Tylko dzięki ścisłemu przestrzeganiu wymienionych reguł lanoo może mieć nadzieję na zdobycie w stosownym czasie siddhi arhata, takiego poziomu rozwoju, który stopniowo umożliwi mu osiągnięcie Jedności z Uniwersalnym Wszystkim.

(…)

Tych dwanaście punktów wybrano spośród siedemdziesięciu trzech reguł, których wyliczenie byłoby bezużyteczne, jako że w Europie nie będą one miały znaczenia. Ale nawet te wymienione wystarczą, by ukazać wam bezmiar trudności otaczających wejście na ścieżkę przyszłego upasaka, który urodził się i został wychowany na Zachodzie.

(…)

Cały system edukacyjny na Zachodzie, a szczególnie w Anglii, jest przesiąknięty ideą rywalizacji i dążenia; chłopców napomina się, by uczyli się szybciej, by prześcigali swoich rówieśników w każdej dziedzinie. To, co błędnie nazywane jest „przyjacielską rywalizacją”, jest uparcie kultywowane i ten sam duch przenika całe ich życie.

Jakże dziecko, któremu wpaja się takie idee od początku, może współodczuwać ze swoimi kolegami, jak „palce jednej ręki”? Nie wybierało przecież innych uczniów, kierując się osobistą sympatią czy względami. Wybrał ich nauczyciel z zupełnie różnych powodów, tak więc ten, kto chce studiować, musi posiadać najpierw wystarczającą siłę, by zabić w swoim sercu wszelkie uczucia niechęci i antypatii wobec innych. Ilu przedstawicieli Zachodu jest gotowych choćby tego spróbować?

A pozostają jeszcze drobne sprawy życia codziennego, zakaz dotykania choćby ręki osoby najbliższej i najdroższej. Jakże sprzeczne są one z zachodnimi normami okazywania uczuć i zachowywania dobrego samopoczucia! Jakże zimne i nieprzystępne się wydają. Wielu powiedziałoby też, że powstrzymywanie się od sprawiania przyjemności innym ze względu na własny rozwój jest postawą egoistyczną. Cóż, niech więc ci, którzy tak myślą, odłożą próbę wejścia na ścieżkę do innego wcielenia. Niech jednak nie chwalą się wyobrażonym altruizmem. W rzeczywistości bowiem dali się zwieść pozorom, konwencjonalnym gestom wynikającym z emocjonalności i tak zwanej uprzejmości, czyli temu, co nie jest częścią prawdziwego życia, nie jest nakazem prawdy.

Ale nawet odkładając na bok te trudności, które moglibyśmy nazwać „powierzchownymi”, choć mają one naprawdę duże znaczenie, jak studenci z Zachodu mieliby „dostroić się” do harmonii, jakiej się od nich oczekuje? W Europie i w Ameryce przywiązuje się tak wielkie znaczenie do kwestii osobowości, że nie ma tam ani jednej szkoły artystycznej, której członkowie nie nienawidziliby się nawzajem i sobie nie zazdrościli. „Profesjonalna” nienawiść i zawiść stały się przysłowiowe; ludzie dążą do własnych korzyści za wszelką cenę i nawet tak zwana uprzejmość jest tylko pustą maską zakrywającą demony nienawiści i zazdrości.

(…)

Na Wschodzie duch „nierozdzielności” jest wpajany od dziecka, podobnie jak na Zachodzie duch rywalizacji. Osobiste ambicje, uczucia i pragnienia nie są tam tak silnie wspierane i nie wyrastają ponad miarę. Tam, gdzie gleba jest dobra z natury, pielęgnuje się ją we właściwy sposób, dziecko wyrasta na człowieka, u którego nawyk podporządkowania niższej natury wyższemu Ja jest silny i trwały. Na Zachodzie ludzie myślą, że ich osobiste uczucia wobec innych ludzi i rzeczy powinny być miernikiem ich postępowania, nawet jeśli nie czynią z nich prawa, zgodnie z którym żyją, i nie próbują narzucać go innym.

(…)

Jakże prawdziwym i wspaniałym doprawdy odkryciem jest dla studenta wiedzy tajemnej, który postanowił zrozumieć powyższe prawdy, odpowiedź udzielana przez wyrocznię delficką wszystkim poszukującym tajemnej mądrości – słowa tak często powtarzane i podkreślane przez mądrego Sokratesa: Człowieku, poznaj siebie….

(…)

Ludzie mają mylne wyobrażenie o warunkach, jakie muszą zostać spełnione, by tę wiedzę (tajemną) zdobyć. Bo wyobraźcie sobie, że wszystko, czego potrzeba, by stać się Zanonim, to otrzymać odpowiednie wskazówki od Mistrza. Innym wydaje się, że wystarczy tylko przekroczyć Kanał Sueski i dotrzeć do Indii, by stać się drugim Baconem, a nawet hrabią St. Germainem.

Wielu obiera sobie za ideał tę postać, myśląc o jego wiecznej młodości, nie bacząc, jak wysoką cenę zapłaciła za to jego dusza.

(…)

Czy ci kandydujący do posiadania mądrości i potęgi czują się bardzo oburzeni, gdy mówi im się całą prawdę? Jest to nie tylko pożyteczne, a wręcz konieczne, by większość z nich obrazić, zanim będzie za późno. Tę prawdę można wypowiedzieć w kilku słowach: Nie ma na Zachodzie choćby pół tuzina pośród rozgorączkowanych setek, którzy nazywają siebie „adeptami wiedzy tajemnej”, a którzy choćby zbliżyli się do zrozumienia prawdziwej natury nauki, w której chcą osiągnąć mistrzostwo. Z kilkoma wyjątkami wszyscy zdążają szerokim traktem ku dziedzinie czarownictwa. Niech najpierw zaprowadzą jako taki ład w chaosie panującym w ich umysłach, zanim zaprotestują przeciwko takiemu stwierdzeniu. Niech najpierw poznają prawdziwą relację nauk tajemnych wobec wiedzy tajemnej, to, co je różni, a dopiero potem wpadną w gniew, jeśli wciąż będą przekonani o swojej racji. Tymczasem niech się dowiedzą, że wiedza tajemna różni się od magii i innych nauk tajemnych tak, jak jasne słońce różni się od światła świecy, jak niezmienny i nieśmiertelny Duch człowieczy – odzwierciedlenie absolutnego, bezprzyczynowego i niepoznawalnego Wszystkiego – różni się od śmiertelnej gliny, ludzkiego ciała.

(…)

Ale nasi czytelnicy będą zapewne zainteresowani głównie tymi, którzy niestrudzenie zdobywają wiedzę tajemną, nie zdając sobie sprawy z prawdziwej natury tego, do czego aspirują, nie wyzwalając się przy tym z namiętności, a tym bardziej z egoizmu.

Co więc z tymi nieszczęśnikami, zapytają nas, którzy są targani przez przeciwne sobie siły? Bo powiedziano już zbyt wiele razy, by trzeba to było powtarzać, i fakt ten jest oczywisty dla obserwatora, że kiedy pragnienie zdobywania wiedzy tajemnej naprawdę przebudziło się w ludzkim sercu, nie ma dla niego nadziei na osiągnięcie spokoju, wytchnienia i ulgi w żadnym miejscu na świecie. Taki ktoś jest nieustannie popychany w najdziksze, odludne dziedziny życia pragnieniem, którego nie może nasycić. Jego serce przepełnia namiętność i egoistyczne pragnienie przejścia przez Złotą Bramę; nie odnajdzie spokoju ani wytchnienia w zwykłym życiu. Czy oznacza to, że nieuchronnie popadnie w czarownictwo i czarną magię, by przez wiele kolejnych inkarnacji zbierać plon straszliwej karmy? Czy nie ma dla niego innej drogi?

Ależ jest, odpowiadamy. Niech tylko nie aspiruje wyżej, niż jest w stanie osiągnąć. Niech nie bierze na swoje barki ciężaru większego, niż może unieść. Nie stając się „Mahatmą”, Buddą ani wielkim świętym, niech studiuje filozofię i „naukę o duszy”, a zyska możliwość działania jako jeden ze skromnych dobroczyńców ludzkości, nieposiadających żadnych „nadludzkich” mocy. Siddhi (albo moce arhata) są zarezerwowane wyłącznie dla tych, którzy są w stanie wieść określone życie, pełne wielkiego poświęcenia, jakiego wymaga trening, wypełniać wszystkie jego zalecenia w najdrobniejszych szczegółach. Niech od razu się dowiedzą i na zawsze zapamiętają, że prawdziwa wiedza tajemna albo teozofia są „wielkim wyrzeczeniem się Ja”, bezwarunkowym i absolutnym, zarówno w myśli, jak i w działaniu. To jest altruizm, którego praktyka wyzwala człowieka z wszelkiej troski o samo życie. „Nie dla siebie, lecz dla świata on żyje”, kiedy tylko poświęca się tej pracy. Wiele zostaje mu wybaczone w pierwszych latach okresu próbnego. Aby jednak zostać „przyjętym”, musi wyrzec się wszelkich cech osobowości, musi stać się w pełni dobroczynną siłą w naturze. Od tej pory pozostają mu tylko dwa bieguny, dwie drogi, nie ma już miejsca pośrodku, w którym mógłby odpocząć. Musi albo niestrudzenie wspinać się krok po kroku, przez niezliczone inkarnacje po złotej drabinie prowadzącej do poziomu Mahatmy (poziom arhata albo boddhisattwy), albo – spaść z tej drabiny po pierwszym fałszywym kroku do poziomu dugpa….

(…)

O tym wszystkim albo nic nie wiadomo, albo utracono to z oczu. Zaiste ten, kto potrafi podążać w milczeniu ścieżką ewolucji jako aspirujący, często odkrywa, że nawiedzają go jakieś dziwne, obce myśli. Są tacy, u których zdolność rozumowania ulega takiemu zakłóceniu na skutek oddziaływania tych obcych sił, że wyobrażają sobie, iż zwierzęce namiętności można dalece uszlachetnić i wznieść na wyższy poziom. Sądzą, że wściekłość, siła i ogień mogą, by tak rzec, skierować się do wewnątrz; że można je zamknąć w ludzkiej piersi do czasu, gdy ich energia nie będzie już dążyć do ekspansji, lecz zwróci się ku wyższym, świętszym celom: aż ich zbiorowa, niepodlegająca ekspansji siła pozwoli jej właścicielowi wejść do prawdziwego sanktuarium duszy i stanąć tam przed obliczem Mistrza – Wyższego Ja. Dlatego nie będą walczyć ze swoimi namiętnościami ani ich rugować. Wielkim wysiłkiem woli zdławią gorejący ogień w swojej naturze, pozwalając mu się ledwo tlić pod cienką warstwą popiołu.

Z radością poddadzą się torturom spartańskiego chłopca, który pozwolił lisowi pożreć swoje wnętrzności, zamiast się z nim rozstać. O, biedni zaślepieni wizjonerzy!

Równie dobrze można żywić nadzieję, że grupa pijanych kominiarzy, rozgrzanych i brudnych po pracy, może zostać zamknięta w sanktuarium wyłożonym białą tkaniną i zamiast je zabrudzić i przemienić w stertę podartych szmat, stanie się władcami tego świętego miejsca, nieskalanymi jak ono.

Dlaczego nie wyobrazić sobie, że dwanaście skunksów uwięzionych w czystej atmosferze Dgon-pa (klasztoru) może wydawać z siebie wyłącznie woń palących się tam kadzideł?… Dziwna aberracja ludzkiego umysłu. Czy może tak się stać? Podyskutujmy o tym.

(…)

Wstawaj wcześnie, zaraz po przebudzeniu, nie wylegując się bezczynnie w łóżku, na pół obudzony i na pół śpiący. Odmów szczerą modlitwę za ludzkość, by dostąpiła duchowej odnowy, aby ci, którzy trudzą się na ścieżce prawdy, otrzymali od ciebie wsparcie i nie ulegali pokusom zmysłowym. Wyobraź sobie postać swojego Mistrza w samadhi. Utrwal w myślach ten obraz, starając się, by był możliwie szczegółowy. Myśl o nim z czcią i módl się, by wybaczono ci to, co pominąłeś albo zniekształciłeś. To ćwiczenie wielce usprawnia zdolność koncentracji, oczyszcza serce i przynosi wiele innych korzyści.

(…)

Możesz też rozmyślać o wadach swojego charakteru: starać się zrozumieć, na czym polega ich zło i jakie ulotne przyjemności ci ono dostarcza. Podejmij stanowcze postanowienie, że zrobisz, co w twojej mocy, by im nie ulec następnym razem. Taka autoanaliza i odwołanie się do sumienia wzmacnia w stopniu, o jakim ci się nawet nie śniło, twój duchowy rozwój. Podczas porannej kąpieli rozmyślaj o tym, że zmywasz z siebie wszystkie nieczyste cechy charakteru.

(…)

W trakcie posiłku rozmyślaj o doskonałym trawieniu i o tym, by pożywienie posłużyło jako budulec dla ciała harmonizującego z twoimi duchowymi aspiracjami, by nie budziło w tobie złych namiętności i myśli. Jedz tylko wtedy, kiedy jesteś głodny, i pij tylko wtedy, gdy jesteś spragniony, nigdy na odwrót. Jeśli jakaś potrawa szczególnie przemawia do twojego podniebienia, nie pozwalaj sobie po nią sięgnąć dla samego tylko zaspokojenia pokusy. Pamiętaj, że przyjemność, jaką czerpiesz z jedzenia, nie istniała jeszcze kilka sekund wcześniej i że przestanie istnieć już po kilku sekundach. To przyjemność ulotnej natury, która przerodzi się w cierpienie, jeśli jej zbytnio pofolgujesz. Przyjemność odczuwana wyłącznie na języku. A jeśli musisz zadać sobie wiele trudu, by ją zdobyć, i jeśli pozwolisz się jej uwieść, zrobisz wszystko, by jej zaznać. A ponieważ istnieją inne rzeczy, które mogą stać się dla ciebie źródłem wiecznej błogości, koncentrowanie się na tym, co ulotne, jest czystą głupotą; bo nie jesteś ani ciałem, ani zmysłami, i dlatego przyjemności i cierpienia przez nie wywoływane nie mają tak naprawdę do ciebie dostępu itd. Ćwicz się w takim rozumowaniu w obliczu wszelkich pokus i choć często możesz ponosić w tym względzie porażki, będziesz bliższy sukcesu. Nie czytaj zbyt wiele. Czytaj przez dziesięć minut, a potem rozmyślaj o tym przez wiele godzin. Przywykaj do samotności, do pozostawania sam na sam ze swoimi myślami. Przyzwyczaj się do myśli, że nikt poza tobą nie może ci pomóc, i staraj się stopniowo obojętnieć wobec wszystkiego. Pomódl się przed snem, tak jak po przebudzeniu. Przypomnij sobie wszystko, co robiłeś w ciągu dnia, co ci się nie udało, i postanów, że nazajutrz osiągniesz sukces.

ISBN 13: 978-83-66388-84-0
EAN: 9788366388840

Informacje dodatkowe

Waga 250 g
Wymiary 14,5 × 20,5 cm
Autor

Helena P. Bławatska

Książka

okładka miękka

Objętość

58 stron