Jiddu Krishnamurti
Wolność
od
znanego

39,00 

„Jesteśmy ludźmi z drugiej ręki”, pisze autor. „Jesteśmy wynikiem tak wielu wpływów, że nie ma w nas nic nowego, nic, co odkryliśmy samodzielnie, nic oryginalnego, czystego i jasnego.” Godzimy się na to, by nasze życie przemijało w milczącym zniewoleniu, pod dyktatem autorytetów religijnych, politycznych, społecznych czy intelektualnych. Ten wszechobecny konformizm zdaniem autora jest wyrazem odwiecznej tęsknoty za czymś, co okazałoby się w naszym życiu trwałe, co dałoby nam poczucie bezpieczeństwa. Za to pozorne bezpieczeństwo płacimy jednak bardzo wysoką cenę, jaką jest niemożność pełnego przeżywania własnego życia.

SKU: 105201 Kategoria:

Opis

Wyjściem jest odrzucenie wszystkiego, co znamy. Przeszłości, w której przechowujemy pamięć o tym, czego nas nauczono, o tradycji, kulturze, wierze. Także pamięci o tym, co sami przeżyliśmy, a co nakładamy niby kalkę na wszystkie obecne i przyszłe doświadczenia, pozbawiając się tym samym możliwości bezpośredniego kontaktu z rzeczywistością. Potrzebujemy więc wolności. Krishnamurti pisze, że jest ona zapomnieniem wszystkiego, co wiemy o sobie i o świecie, naszych opinii, przesądów i wniosków. Potrzebujemy umrzeć dla wszystkiego, co znamy, a to oznacza rodzić się na nowo w każdej minucie, patrzeć na wszystko świeżym, niewinnym okiem, jak patrzy się na górę, drzewo czy uśmiechniętą ludzką twarz po raz pierwszy, w prostym zachwycie.

To według autora jest prawdziwa rewolucja. Nie ta społeczna, ekonomiczna, czy polityczna, która w istocie zastępuje tylko jeden porządek drugim, wcale nie lepszym. Prawdziwą rewolucję trzeba przeprowadzić w sobie, ponieważ to w nas, w naszych relacjach z innymi odbija się społeczeństwo. Społeczeństwo to nasz stosunek do świata i do innych ludzi. Myśl o tym, że nie możemy się oprzeć na żadnej innej prawdzie, zaufać autorytetom, może budzić zwątpienie, ale może również stać się podstawą do wolnego, twórczego i szczęśliwego życia.

Cytaty z ksiązki:

Człowiek od wieków poszukuje tego, co jest poza nim, poza tym, co materialne – czegoś, co nazywamy prawdą, Bogiem albo rzeczywistością, jakiegoś ponadczasowego stanu, którego nie mogą zaburzyć żadne okoliczności zewnętrzne, żadna ludzka myśl czy zepsucie.

Od zawsze też zadaje sobie pytanie: O co w tym wszystkim chodzi? Czy życie w ogóle ma jakiś sens? Widząc wielki zamęt panujący w naszym życiu, jego brutalność i bunt, wojny, wieczne podziały na tle religijnym, ideologicznym i narodowym, pogrążony w głębokiej frustracji, pyta, co robić, czym jest to, co nazywamy życiem i czy istnieje coś poza nim?

Ponieważ nie odnajduje tego, co nienazwane, w tysiącu imion, które usiłuje mu nadać, podtrzymuje w sobie wiarę – w zbawiciela albo jakiś ideał – a wiara ta niezmiennie rodzi przemoc.

W tej niesłabnącej walce, którą nazywamy życiem, usiłujemy ustanowić jakiś porządek, jakiś kodeks społeczny, zgodnie z którym nas wychowano, niezależnie od tego, czy mówimy o społeczeństwie komunistycznym, czy o tak zwanych wolnych ludziach, czy akceptujemy jakiś system zachowań jako część tradycji hinduistycznej, muzułmańskiej, chrześcijańskiej czy innej. Oczekujemy, że ktoś inny powie nam, co jest dobre, a co złe, co powinniśmy robić lub myśleć, dostosowujemy do innych nasze postępowanie i myśli, które z tego powodu stają się mechaniczne, a nasze reakcje automatyczne. Możemy to bez trudu zaobserwować u siebie.

Od wieków karmieni jesteśmy łyżką przez naszych nauczycieli, autorytety, książki i świętych. Prosimy: „Powiedzcie nam o tym – co leży za tymi pagórkami, górami, za ziemią?”. Odpowiedzi nas satysfakcjonują, a to znaczy, że istniejemy w słowach, a nasze życie jest płytkie i puste. Jesteśmy ludźmi z drugiej ręki. Przeżywamy to, co nam powiedziano. Albo kierujemy się swoimi skłonnościami, tendencjami, albo akceptujemy okoliczności zewnętrzne i środowisko. Jesteśmy wynikiem tak wielu wpływów, że nie ma w nas nic nowego, nic, co odkryliśmy samodzielnie, nic oryginalnego, czystego i jasnego.

Historia teologii zapewnia nas ustami przywódców religijnych, że jeśli tylko będziemy odprawiać rytuały, odmawiać modlitwy lub mantry, hołdować przyjętym wzorcom, tłumiąc swoje pragnienia, kontrolując myśli, sublimując nasze namiętności i powściągając apetyt oraz pragnienia seksualne, jeśli będziemy wystarczająco długo torturować swój umysł i ciało, odnajdziemy coś, co wykracza poza nasze małe życie. Właśnie tak postępowały przez wieki miliony tak zwanych ludzi religijnych, żyjąc w odosobnieniu, na pustyniach, w górach lub w jaskiniach, wędrując z wioski do wioski z żebraczą miską, wstępując do klasztorów, zmuszając swoje umysły do podporządkowania się panującym wzorcom. Ale udręczony, złamany umysł, który chce tylko uciec od całego tego zamętu, który zaprzecza światu zewnętrznemu i trwa w otępieniu spowodowanym narzuconą mu dyscypliną i konformizmem, taki umysł, choćby szukał długo, odnajdzie jedynie odbicie swojego zniekształconego widzenia.

Jeśli więc chce się odkryć, czy istnieje coś poza tą pełną niepokoju, winy i lęku egzystencją, w której rządzi rywalizacja, należy obrać zupełnie inną postawę. Tradycyjna metoda jest podążaniem od peryferii w stronę centrum, by poprzez czas, praktykę i wyrzeczenie stopniowo dotrzeć do tego wewnętrznego kwiatu, do wewnętrznego piękna i miłości. Takie podejście wymaga uwolnienia się od ograniczeń w myśleniu, od wszystkiego, co małe i tandetne; wymaga odzierania kolejnych warstw. Wymaga czasu; człowiek myśli, że uda mu się tam dotrzeć jutro albo w swym następnym wcieleniu – a kiedy wreszcie dociera do centrum, niczego tam nie odnajduje, ponieważ ma otępiały, niewrażliwy, niezdolny do uczynienia czegokolwiek umysł.

Obserwując ten proces zadajemy sobie pytanie, czy nie istnieje inna metoda, czy odkrycie nie może nastąpić w jednym przebłysku od wewnątrz.

(…)

Świat obrał i podąża za sposobem tradycyjnym. Ale główną przyczyną naszego wewnętrznego bałaganu jest poszukiwanie rzeczywistości, którą obiecał nam ktoś inny; automatycznie podążamy za kimś, kto oferuje nam wygodne życie duchowe. To naprawdę niezwykłe, że choć większość z nas sprzeciwia się politycznej tyranii i dyktaturze, wewnętrznie pozostaje uległa wobec cudzego autorytetu i tyranii, które deprawują nasz umysł i sposób życia. Gdybyśmy całkowicie odrzucili, nie intelektualnie, lecz faktycznie, wszystkie tak zwane autorytety w duchowości, wszystkie ceremonie, rytuały i dogmaty, musielibyśmy trwać w samotności, w konflikcie ze społeczeństwem, tracąc szacunek w oczach innych ludzi. Człowiek szanowany nigdy nie zbliży się do tego, co nieskończone i niezmierzalne, do rzeczywistości.

Zacznij więc od zaprzeczenia temu, co jest absolutnym fałszem – co jest tradycyjnym podejściem – ale jeśli twoje odrzucenie tego będzie tylko reakcją, stworzysz kolejny wzorzec, który cię uwięzi. Jeśli podejdziesz do tego intelektualnie, mówiąc sobie, że takie zaprzeczenie jest bardzo dobrym pomysłem, ale poza tym nic z tym nie zrobisz, nie pójdziesz dalej. Jeśli jednak zaprzeczysz, ponieważ zrozumiałeś głupotę i niedojrzałość takiej postawy, jeżeli ją odrzucisz kierując się wielką inteligencją, ponieważ jesteś wolny i nie czujesz lęku, popadniesz w wielki zamęt, który będzie się przejawiał także na zewnątrz, wokół ciebie, ale w zamian uwolnisz się z pułapki cudzego szacunku. Wtedy zauważysz, że przestałeś poszukiwać. To jest pierwsza lekcja – nie szukać. Szukając, ograniczasz się do oglądania wystaw sklepowych. Na pytanie o istnienie Boga, prawdy czy rzeczywistości nie znajdziesz odpowiedzi w książkach, u kapłanów, filozofów czy świętych. Nikt ani nic nie może na nie odpowiedzieć poza tobą i dlatego musisz poznać siebie. Niedojrzałość przejawia się w całkowitym braku samopoznania. Zrozumienie siebie jest początkiem mądrości.

Czym jesteś ty jako jednostka? Sądzę, że jest różnica pomiędzy człowiekiem a jednostką. Jednostka jest bytem lokalnym, żyjącym w danym kraju, uczestniczącym w danej kulturze, życiu społecznym i religijnym. Istota ludzka nie jest bytem lokalnym. Jest wszędzie. Jeśli jednostka działa jedynie w jednym zakątku wielkiego pola życia, to jej działanie nie jest w najmniejszym stopniu związane z całością. Musimy więc pamiętać, że mówimy tutaj o całości, nie o części, ponieważ w większym zawiera się mniejsze, ale mniejsze nie jest większym. Jednostka jest uwarunkowanym, nieszczęśliwym, sfrustrowanym bytem, który zadowala się swoimi małymi bogami i niewiele znaczącymi tradycjami, podczas gdy istota ludzka, człowiek, troszczy się o dobro ogólne, pochylając się nad ogólnym nieszczęściem i chaosem panującym na świecie.

(…)

My, istoty ludzkie, nie zmieniamy się od milionów lat – jesteśmy chciwi, zawistni, agresywni, zazdrośni, pełni niepokoju i rozpaczy, i z rzadka tylko zdarzają się nam przebłyski radości i uczucia. Stanowimy przedziwną mieszaninę nienawiści, lęku i łagodności; jesteśmy zarazem przemocą i pokojem. Poczyniliśmy postępy od czasów, gdy jeździliśmy wozami zaprzężonymi w woły i dziś budujemy odrzutowce, ale pod względem psychologicznym nie zmieniliśmy się wcale, a struktury społeczne na całym świecie tworzą właśnie jednostki. Zewnętrzna struktura społeczeństwa jest odzwierciedleniem wewnętrznej struktury psychologicznej naszych ludzkich relacji, bowiem jednostka jest sumą swoich własnych doświadczeń, wiedzy i postępowania. Każdy z nas zgromadził w sobie całą przeszłość. Jednostka jest człowiekiem, całą ludzkością. Człowiek nosi w sobie całą historię rodzaju ludzkiego.

Zauważ, co tak naprawdę dzieje się w tobie i poza tobą na polu tej rywalizacyjnej kultury, w której żyjesz, z jej pożądaniem władzy, pozycji, prestiżu, sławy, sukcesu i całej reszty – przyjrzyj się swoim osiągnięciom, które napawają cię tak wielką dumą, temu wszystkiemu, co nazywasz życiem, a w czym przejawia się niesłabnący konflikt, obecny w każdej relacji, rodzący nienawiść, spory, brutalność i niekończące się wojny. To pole, to życie, jest wszystkim, co znamy, a skoro nie potrafimy zrozumieć tej wielkiej bitwy ludzkiej egzystencji, naturalnie odczuwamy lęk i usiłujemy uciec od wszystkich jej subtelnych przejawów. Przeraża nas także nieznane – lękamy się śmierci i tego, co będzie pojutrze. Boimy się znanego i nieznanego. Tak upływa nam życie codzienne, bez nadziei, i dlatego wszystkie dociekania filozoficzne, wszystkie koncepcje teologiczne, są jedynie ucieczką przed rzeczywistością tego, co jest.

(…)

Wszelkie zewnętrzne przejawy przemiany spowodowane wojnami, rewolucjami, reformacjami, prawami i ideologiami dowodzą, że nie są w stanie odmienić podstaw natury ludzkiej, a tym samym społeczeństwa. Jako że jesteśmy istotami ludzkimi żyjącymi w tym szkaradnym świecie, zapytajmy siebie, czy to społeczeństwo zbudowane na rywalizacji, brutalności i lęku może ostatecznie upaść? Nie mam tu na myśli odrzucenia samej tylko koncepcji intelektualnej ani nadziei, ale prawdziwy upadek, który pozwoliłby odnowić się umysłom, odzyskać niewinność i zbudować inny świat. Sądzę, że może się to stać tylko wtedy, gdy każdy z nas rozpozna zasadniczy fakt, że my jako jednostki, jako istoty ludzkie, w każdym miejscu na ziemi, w każdej kulturze, jesteśmy w pełni odpowiedzialni za stan tego świata.

Każdy z nas ponosi odpowiedzialność za każdą wojnę wywołaną agresywnością naszego życia, ponieważ nasz nacjonalizm, nasz egoizm, nasi bogowie, uprzedzenia i ideały, którym hołdujemy, to wszystko nas dzieli. Dopiero wtedy, gdy zrozumiemy, nie abstrakcyjnie, lecz rzeczywiście, tak jak rzeczywiste jest doznanie głodu czy bólu, że ty i ja jesteśmy odpowiedzialny za cały ten chaos i nieszczęście panujące na świecie, ponieważ przyczyniamy się do niego naszym codziennym życiem i jesteśmy częścią tego potwornego społeczeństwa z jego wojnami, brzydotą, brutalnością i chciwością, tylko wtedy zaczniemy działać. Cóż jednak może zrobić człowiek – co możemy zrobić ty i ja – by stworzyć zupełnie inne społeczeństwo? Zadajemy sobie bardzo poważne pytanie. Czy w ogóle coś możemy zrobić? Co możemy zrobić? Czy ktoś nam to powie? Mówią nam to inni ludzie. Tak zwani przywódcy duchowi, którzy powinni rozumieć te kwestie lepiej niż my, nieustannie próbują nas kształtować i zmieniać, dopasowując nas do nowego wzorca. Ale to nas daleko nie zaprowadziło; wszystko, co mówią ci uczeni, wyrafinowani ludzie, nie doprowadziło nas daleko. Powtarzano nam, że wszystkie drogi prowadzą do prawdy – że ty masz swoją ścieżkę jako hinduista, a ktoś inny swoją jako chrześcijanin czy muzułmanin, ale wszystkie spotykają się u jednego progu. Kiedy się w to wsłuchać, odkrywamy, że to czysty absurd. Prawda nie ma ścieżki i na tym polega jej piękno, prawda bowiem żyje. Ścieżki wiodą do rzeczy martwych, ponieważ spoczywają one w miejscu, ale kiedy dostrzeżesz, że prawda jest czymś żywym, co się porusza i nie ma jednego miejsca jak świątynia, meczet czy kościół i nie może cię do niej doprowadzić żadna religia, nauczyciel czy filozof, wtedy przekonasz się również, że tą żywą prawdą jesteś również ty sam – twój gniew, brutalność, przemoc, rozpacz, udręka i żal, z którymi żyjesz. Prawda leży w zrozumieniu tego wszystkiego, a możesz to zrozumieć tylko wtedy, jeśli wiesz, jak dostrzegać to w swoim życiu. Nie możesz na to patrzeć poprzez pryzmat ideologii, przez ekran słów, nadziei i lęku.

(…)

Widzisz więc, że nie możesz w tej kwestii polegać na nikim innym poza sobą. Nie ma tu przewodników, nauczycieli i autorytetów. Jesteś tylko ty – twoja relacja z innymi i ze światem – nic więcej. Kiedy to zrozumiesz, możesz popaść w wielką rozpacz, która zrodzi w tobie cynizm i gorycz, albo skonfrontować się z faktem, że tylko ty, nikt inny, jesteś odpowiedzialny za ten świat i za siebie, za to, co myślisz, co czujesz, w jaki sposób postępujesz. Wtedy przestaniesz się nad sobą użalać. Zwykle obwiniamy innych, użalając się nad sobą.

Czy zatem ty i ja możemy wzbudzić w sobie bez żadnych wpływów zewnętrznych, bez perswazji i lęku przed karą, w głębi swojej istoty rewolucję totalną, psychologiczną przemianę, dzięki której uwolnimy się od brutalności, przemocy, rywalizacji, niepokoju, lęku, chciwości, zawiści i wszelkich innych przejawów naszej natury będących budulcem zepsutego społeczeństwa, w którym toczy się nasze życie codzienne?

Ważne, żebyśmy zrozumieli na początku to, że nie formułuję tu żadnej filozofii ani teologicznej struktury, żadnej idei czy koncepcji. Według mnie wszelkie ideologie to największy idiotyzm. Ważna nie jest filozofia życia, ale obserwacja tego, co się naprawdę w naszym życiu wydarza, wewnętrznie i zewnętrznie. Jeśli przyjrzysz się uważnie temu, co się dzieje, przekonasz się, że wszystko wynika z jakiejś koncepcji intelektualnej, a intelekt nie jest całym polem egzystencji; to jedynie jej fragment, a fragment choćby nie wiem jak inteligentnie uformowany, posiadający nie wiem jak długą tradycję, jest tylko niewielkim ułamkiem egzystencji, naszym zadaniem zaś jest zajmowanie się życiem jako całością. Obserwując to, co się wydarza na świecie, zaczynamy rozumieć, że nie ma różnicy pomiędzy procesem wewnętrznym i zewnętrznym; że istnieje tylko jeden proces, pełny, całościowy ruch, ruch wewnętrzny wyrażający się na zewnątrz, podczas gdy to, co zewnętrzne, reaguje na to, co jest w nas. Wydaje mi się, że dostrzeżenie tego wystarczy, bo jeśli wiemy, jak patrzeć, zaczynamy widzieć jasno; patrzenie zaś nie wymaga podpierania się filozofią, nie wymaga nauczyciela. Nikt nie musi ci mówić, jak patrzeć. Po prostu patrz.

Czy możesz zatem, widząc cały obraz, zobaczyć go nie werbalnie, lecz rzeczywiście, czy potrafisz bez trudu, spontanicznie, odmienić siebie? O to naprawdę chodzi. Czy możliwe jest dokonanie pełnej rewolucji w naszej psychice?

(…)

Zastanawiam się, jak zareagowałeś na to pytanie. Być może mówisz: „Wcale nie chcę się zmieniać”. Większość ludzi tego nie chce, szczególnie ci, którzy czują się bezpieczni w społeczeństwie, którzy mają solidne podstawy finansowe albo hołdują dogmatycznym przekonaniom, zadowoleni i akceptujący siebie oraz rzeczy takimi, jakimi one są, może w nieco zmodyfikowanej formie. Ale nie tymi ludźmi się tu zajmujemy. Możesz też ująć to bardziej subtelnie: „Cóż, to zbyt trudne, to nie dla mnie”. Tym samym już się zablokowałeś, już przestałeś dociekać i nie ma sensu, byś szedł dalej. Albo powiedzieć: „Dostrzegam potrzebę fundamentalnej przemiany wewnętrznej, ale jak mam się do tego zabrać? Proszę, wskaż mi drogę, pomóż mi”. Jeśli tak powiesz, to tak naprawdę nie zależy ci na przemianie; nie jesteś zainteresowany rewolucją od podstaw: poszukujesz jedynie metody, systemu, który doprowadzi do zmian.

Gdybym był tak naiwny, by zaproponować ci jakiś system, a ty by działać zgodnie z nim, to tylko byś coś naśladował, kopiował, wygodnie akceptując to, co dostałeś. Tym samym podporządkowałbyś się autorytetowi, z czego mógłby wyniknąć tylko konflikt pomiędzy nami. Czując, że musisz postępować według wskazówek, bo tak ci powiedziano, jednocześnie nie byłbyś w stanie tego zrobić. Posiadasz bowiem swoje własne skłonności, motywacje i presje niezgodne z metodą, którą, jak sądzisz, powinieneś zastosować, stąd sprzeczność. Postępując wbrew sobie wiódłbyś podwójne życie, pozostając w rozdźwięku pomiędzy ideologią systemu a swoją codziennością. Usiłując podporządkować się ideologii, tłumiłbyś siebie – podczas gdy prawdą nie jest ideologia, lecz ty sam. Próbując zgłębiać siebie według tego, co mówi ktoś inny, na zawsze pozostałbyś człowiekiem z drugiej ręki.

Ten, kto mówi: „Chcę się zmienić, powiedz mi, jak to zrobić”, wydaje się być szczery i poważny, ale taki nie jest. Szuka on autorytetu w nadziei, że ten uporządkuje go wewnętrznie. Czy jednak jakikolwiek autorytet może zaprowadzić porządek w cudzym wnętrzu? Porządek narzucony z zewnątrz musi spowodować bałagan. Możesz dostrzegać tę prawdę intelektualnie, ale czy zdołasz sprawić, by dzięki niej twój umysł przestał szukać pomocy u autorytetów, książek, nauczycieli, żony czy męża, rodzica, przyjaciela albo społeczeństwa? Ponieważ zawsze funkcjonowaliśmy w ramach jakiegoś wzorca, stanie się nim również ideologia i autorytet. Dopiero wtedy, kiedy zrozumiesz, że pytanie „Jak mam się zmienić?” tworzy nowy autorytet, przestaniesz szukać na zewnątrz.

Powiedzmy to sobie jasno raz jeszcze: Widzę, że potrzebuję całkowitej przemiany od korzeni; nie mogę dłużej polegać na żadnej tradycji, ponieważ hołdowanie tradycjom pogłębia moje rozleniwienie, akceptację i uległość; nie mogę nikogo prosić, by pomógł mi się zmienić, żadnego nauczyciela, Boga, przekonania czy systemu, nie mogę ulegać żadnej zewnętrznej presji ani wpływom.

ISBN 13: 978-83-66388-09-3
EAN: 9788366388093

Informacje dodatkowe

Waga 300 g
Wymiary 14,5 × 20,5 cm
Autor

Jiddu Krishnamurti

Książka

okładka miękka

Objętość

138 stron