Kahlil Gibran
Prorok


44,00 

To najsłynniejsze dzieło duchowej fikcji XX wieku, jeden z najpopularniejszych klasyków współczesnego mistycyzmu, arcydzieło przetłumaczone na ponad 100 języków i sprzedane w dziesiątkach milionów egzemplarzy. Przesłanie, jakie niesie – odnalezienie boskości poprzez miłość – uczyniło z niego biblię kultury lat 60. Ta ponadczasowa książka, nadal poruszająca serca i umysły, osiągnęła status kultowego bestsellera dla wielu pokoleń.

SKU: 1014445 Kategoria:

Opis

Czytelnik odnajdzie tutaj najgłębszy wyraz serca i umysłu ludzkości przedstawiający głęboko religijną i mistyczną naturę autora. Książka składa się z poetyckich esejów dających wgląd i duchowe znaczenie zwykłym ludzkim doświadczeniom. Ta piękna medytacja nad sensem życia przekazuje głębokie spostrzeżenia na temat różnych aspektów życia i niezliczonych impulsów ludzkiego serca i umysłu. Naucza między innymi na tematy takie jak miłość, małżeństwo, dzieci, cierpienie, przyjaźń, piękno, religia, radość, wiedza, rozum, namiętność, czas, dobro i zło, przyjemność czy śmierć.

Stanowi inspirację dla każdego, kto czuje się zagubiony w świecie podlegającym zmianom, szuka ukojenia, spokoju, nadziei i celu we współczesnym świecie. Niewiele książek można określić mianem uniwersalnych. A jednak tę należy postrzegać wyłącznie jako taką.

Dwanaście ilustracji zawarte w tym dziele to oryginalne grafiki autora.

Cytaty z książki:

„Siła wyrazu jego poezji czerpie z wielkich zasobów życia duchowego, w przeciwnym razie nie osiągnęłaby takiej głębi, tak uniwersalnej wymowy. Ale majestat i piękno słów, w które je przyoblekł, wypływają z niego.”

Claude Bragdon

(…)

Almustafa, wybrany i umiłowany, promieniejący wewnętrznym światłem, dwanaście lat czekał w mieście Orfalez, aż przybije statek, którym będzie mógł powrócić na swoją rodzinną wyspę.

W dwunastym roku, siódmego dnia Ielool, miesiąca zbiorów, wspiął się na wzgórze wyrastające za murami miasta i spojrzał na morze. Ujrzał, jak ze spowijającej je mgły wyłania się jego statek.

Otworzyły się bramy jego serca i radość wzleciała nad wodami. Zamknął oczy i pomodlił się w ciszy swojej duszy.

I dopiero schodząc z pagórka poczuł smutek w sercu.

Jakże mam stąd odejść w spokoju i bez żalu? – pomyślał. – Nie, nie bez rany w sercu opuszczam to miasto.

Spędziłem w jego murach długie dni wypełnione cierpieniem, długie nocne godziny samotnego czuwania; a któż żegna się ze swoim cierpieniem i samotnością bez żalu?

Nazbyt wiele cząstek mego ducha rozsiałem na ulicach tego miasta, zbyt wiele bezbronnych dzieci mojej tęsknoty błąka się pośród tych pagórków, nie potrafię ich opuścić z lekkim sercem, bez bólu.

To nie szatę zrzucam dzisiaj, lecz skórę, którą odrywam własnymi rękami.

Nie myśl zostawiam za sobą, lecz serce wypełnione słodyczą głodu i łaknienia.

Lecz nie mogę zwlekać dłużej.

Morze, które przyzywa ku sobie wszystko, woła i do mnie, muszę wyruszyć w podróż.

Zostać tu dłużej, choćby nocne godziny pełne były żaru, to zamarznąć, przybrać kształt grudki kryształu i zostać pogrzebanym w piachu.

Jakże chętnie zabrałbym ze sobą to wszystko. Ale jakże miałbym to zrobić?

Głos nie uniesie języka ani warg, które go uskrzydliły. Samotnie musi wzbić się w eter.

Musi opuścić swoje gniazdo jak orzeł wzlatujący ku słońcu.

(…)

Starszyzna postąpiła naprzód, by go prosić:

„Nie opuszczaj nas.

Byłeś światłem południa opromieniającym nasz zmierzch, twoja młodość dała nam sny i marzenia.

Nie jesteś pośród nas obcy, nie jesteś tu gościem, lecz naszym synem, bliskim nam i kochanym.

Niechże nasze oczy nie płaczą z tęsknoty za widokiem twojej twarzy”.

Kapłani zaś i kapłanki powiedzieli:

„Niech nie rozdzielą nas morskie fale, niech lata, które spędziłeś pośród nas, nie staną się tylko wspomnieniem.

Twój duch przechadzał się między nami, twój cień opromieniał nasze twarze światłem.

Pokochaliśmy cię. Lecz nasza miłość była bez słów, spowita zasłonami.

Teraz woła do ciebie pełnym głosem, teraz się tobie ukazuje.

Miłość nigdy nie pozna swojej głębi, zanim nie nastąpi godzina rozstania”.

(…)

„Powiedz nam o miłości”, poprosiła Almitra.

Uniósł głowę i spojrzał na nich, a oni umilkli.

„Kiedy przyzywa was miłość, idźcie za jej głosem”, zaczął.

„Choć wiedzie was czasem trudnymi i stromymi ścieżkami,

Choćby miecz ukryty pośród lotek jej skrzydeł mógł was skaleczyć,

Kiedy do was przemówi, uwierzcie jej,

Choćby jej głos miał zmrozić wasze marzenia, jak północny wiatr mrozi drzewa w ogrodzie.

Bo miłość, nawet kiedy wkłada wam koronę na głowę, ukrzyżuje was. Nawet jeśli pomaga wam wzrastać, przycina wam gałęzie.

Nawet jeśli sięga korony i pieści najdelikatniejsze gałązki drżące w promieniach słońca, sięgnie także korzeni i poruszy nimi, choćby tkwiły głęboko w ziemi.

Gromadzi was wokół siebie jak ziarna kukurydzy.

Obłupuje was i pozostawia nagimi.

Przesiewa wasze ziarna, oddzielając je od plew.

Mieli je na żarnach do białości.

Ugniata jak ciasto,

By włożyć je do świętego ognia, by upiec z was święty chleb na świętą ucztę dla Boga.

To wszystko uczyni z wami miłość, byście mogli poznać sekrety swojego serca, a poznawszy je stali się cząstką serca życia.

Jeżeli jednak, zdjęci lękiem, będziecie szukać w miłości tylko uspokojenia, tylko przyjemności,

Lepiej, byście okryli swoją nagość i opuścili jej dom,

Wyszli do świata, w którym nie widać zmiennych pór roku, w którym możecie się śmiać, lecz nie z samej głębi, w którym będziecie płakać, lecz nie wypłaczecie wszystkich łez.

Miłość ofiarowuje jedynie siebie, czerpie tylko z siebie.

Miłość nie bierze w posiadanie ani nie pozwala się posiąść.

Bo miłości równa jest tylko miłość.

Kochając, nie powinniście mówić: „Bóg jest w moim sercu” lecz „Jestem w sercu Boga”.

Nie sądźcie, że możecie sterować miłością. To ona, jeśli uzna, że jesteście jej godni, będzie sterować wami.

Miłość nie ma innych pragnień poza tym, by mogła się dopełnić.

Jeżeli jednak kochając nie możecie wyzbyć się pragnień, niech waszym pragnieniem będzie:

Rozpłynąć się, być niczym strumień szemrzący swoją melodię dla nocy;

Poczuć, jak boli wezbrana w was czułość;

Zrozumieć, czym jest miłość i pozwolić sobie na zranienie;

Krwawić bez skargi, z radością;

Budzić się o świcie z uskrzydlonym sercem i dziękować za nowy dzień wypełniony miłością;

Odpoczywać w południe i kontemplować błogość miłości;

Powrócić do domu o zmierzchu z wdzięcznością;

Zasypiać w modlitwie za tego, kto jest drogi waszemu sercu, z pieśnią pochwalną na wargach”.

(…)

Kobieta trzymająca u piersi niemowlę poprosiła: „Powiedz nam o dzieciach”.

A on odpowiedział:

„Wasze dzieci nie są waszymi dziećmi.

Są synami i córkami życia, które tęskni za sobą samym.

Przychodzą na świat za waszym pośrednictwem, lecz nie z was pochodzą,

I chociaż pozostają z wami, do was nie należą.

Możecie dać im swoją miłość, lecz nie możecie sprawić, by myślały tak jak wy.

Bo one mają własne myśli.

W waszych domach mogą mieszkać ich ciała, lecz nie dusze,

Bo ich dusze mieszkają w domu jutra, do którego nigdy nie wejdziecie, nawet w marzeniach.

Możecie dążyć do tego, by być jak one, lecz nigdy nie starajcie się ich upodabniać do siebie.

Bo życie nigdy się nie cofa, nie zatrzymuje się przy dniu wczorajszym.

Jesteście łukiem, z którego posyłane są wasze dzieci jak żywe strzały.

Łucznik widzi znak na ścieżce nieskończoności, kieruje waszym ramieniem z całą swoją mocą, by Jego strzały poszybowały jak najdalej.

Poddawajcie się więc z radością dłoni Łucznika.

Bo on kocha wzbijającą się w górę strzałę,

Lecz kocha również łuk, który jest stabilny”.

(…)

Wtedy przemówił człowiek bogaty: „Mów do nas o dawaniu”.

A on odpowiedział:

„Oddając to, co posiadacie, dajecie niewiele.

Naprawdę oddać można tylko siebie.

Bo czym są posiadane przez was dobra, jeśli nie rzeczami, których strzeżecie z lęku, że będziecie potrzebowali ich jutro?

A jutro, co może przynieść jutro nazbyt zapobiegliwemu psu, który zagrzebuje kości w ruchomych piaskach, a potem odchodzi stamtąd z pielgrzymującymi do świętego miasta?

A czym jest lęk przed odczuwaniem potrzeb, jeśli nie samą potrzebą?

Czy lęk przed pragnieniem, jaki odczuwacie, gdy wasza studnia jest pełna, nie jest pragnieniem, którego nie można ugasić?

Są tacy, którzy oddają niewiele, choć wiele posiadają – dają dla poklasku i to ukryte pragnienie pomniejsza wartość ich darów.

Są i tacy, którzy mają niewiele, lecz oddają wszystko.

Są tacy, którzy dają z radością i to radość jest ich nagrodą.

Inni oddają z bólem i ten ból przynosi im oczyszczenie.

Jeszcze inni dając, nie czują bólu dawania, nie pragną radości; nie dają, bo tak nakazuje im cnota.

Dają jak mirt rosnący w tej dolinie, rozsiewający wokół swój aromat.

Rękoma takich ludzi przemawia Bóg, ich oczami uśmiecha się do ziemi.

Dobrze jest dawać, gdy nas o to proszą, lepiej jednak dawać nie będąc proszonym, a przez zrozumienie;

(…)

Wtedy starszy mężczyzna, szynkarz, poprosił: „Powiedz nam o jedzeniu i piciu”.

A on odpowiedział:

„Wolałbym, żebyście mogli karmić się samym ziemskim aromatem, jak żyworódka sycić się w pełni promieniami słońca.

Skoro jednak musicie zabijać, by jeść, i okradać niemowlęta z mleka ich matek, by zaspokoić swoje pragnienie, niech będzie to akt pełen czci.

Niech wasze stoły staną się ołtarzami, na których składać będziecie ofiarę z czystych i niewinnych istot lasów i pól dla tego, co jest jeszcze czystsze i jeszcze bardziej niewinne w człowieku.

Jeżeli zabijecie dzikie zwierzę, przemówcie do niego sercem:

„Ta sama moc, która zabiła ciebie, zabija i mnie; i ja zostanę zjedzony.

Bo prawo, które oddało ciebie w moje ręce, odda i mnie w potężniejszą dłoń.

Twoja krew i moja jest tylko sokiem niebiańskiego drzewa”.

A kiedy ugryziecie jabłko, do niego także zwróćcie się sercem:

„Twoje nasiona będą żyły w moim ciele,

Pączki twojego jutra rozkwitną w moim sercu.

Twój zapach wypełni mój oddech,

Wspólnie będziemy radować się przez wszystkie pory roku”.

Jesienią, kiedy będziecie zbierali grona ze swoich winnic, by wyciskać z nich soki, zwróćcie się do nich w swoich sercach:

„Ja także jestem winnicą i mój owoc zostanie zebrany, i wyciśnięty zostanie jego sok,

Bym niczym młode wino przelany został do naczynia wieczności”.

Zimą, kiedy zaczerpniecie wina, niech w waszych sercach rozbrzmiewa pieśń dla każdej czarki.

Niech w tej pieśni zawarta zostanie pamięć o dniach jesiennych, o winnicy i o tłoczni”.

(…)

Wtedy poprosiła kobieta: „Powiedz nam o radości i smutku”.

A on odpowiedział:

„Wasza radość jest nieskrywanym smutkiem.

Ta sama studnia, z której wydobywa się wasz śmiech, często bywa przepełniona łzami.

Jakże mogłoby być inaczej?

Im głębiej smutek żłobi wasze wnętrze, tym więcej pomieści ono radości.

Czy czara wypełniona waszym winem nie jest tą samą czarą, która została wypalona w piecu garncarza?

I czy lutnia, która łagodzi waszego ducha, nie jest wciąż tym samym drewnem, które wyżłobiono nożem?

Kiedy odczuwacie radość, zajrzyjcie głęboko w swoje serca, a przekonacie się, że źródłem tej radości jest w istocie smutek.

Więc kiedy będziecie smutni, ponownie zajrzyjcie w swoje serca, a przekonacie się, że opłakujecie to, co było waszą największą radością.

Niektórzy z was mówią: „Radość jest większa od smutku”, a inni: „Nie, to smutek jest większy”.

Ale ja wam mówię, one są nierozdzielne.

Przychodzą pospołu, i kiedy jedno siedzi samotnie przy waszym stole, pamiętajcie, że drugie śpi w waszym łóżku.

Zaprawdę, jesteście zawieszeni niczym szale wagi pomiędzy waszym smutkiem i radością.

Tylko kiedy panuje w was pustka, tkwicie w bezruchu i równowadze.

I kiedy skarbnik uniesie wasze szale, by zważyć swoje złoto i srebro, smutek i radość uniosą się w górę albo opadną”.

(…)

Wtedy poprosił mówca: „Powiedz nam o wolności”.

A on odpowiedział:

„U bram miejskich i przy domowych paleniskach widziałem, jak padacie na twarz i czcicie swoją wolność,

Jak niewolnicy korzący się przed tyranem, którzy wychwalają tego, kto ich chłoszcze.

W komnacie świątynnej i w cieniu cytadeli widziałem, jak najbardziej wolni spośród was noszą swoją wolność jak jarzma i kajdany.

Serce mi krwawiło; bo wolnymi możecie być tylko wtedy, gdy samo pragnienie wolności staje się dla was uprzężą, wtedy, gdy przestajecie mówić o wolności jako o celu i spełnieniu.

Będziecie wolni naprawdę nie wtedy, gdy wasze dni będą płynęły beztrosko, a noce mijać będą bez tęsknot i smutku,

Lecz wtedy, gdy to wszystko zacieśniać się będzie wokół, a mimo to wzniesiecie się wyżej, nadzy i wyzwoleni.

Jak więc możecie wznieść się ponad swoje dni i noce, nie zrywając łańcuchów, którymi, gdy świtało w was zrozumienie, opasaliście się w południowej godzinie?

W istocie to, co nazywacie wolnością, jest najmocniejszym z okowów, choćby jego ogniwa błyszczały w słońcu, choćby was olśniewały.

Cóż więc moglibyście odrzucić od siebie, by zyskać wolność, jeśli nie fragmenty swojego własnego ja?

I jeśli macie złamać niesprawiedliwe prawo, wypisaliście je przecież własną ręką na swoich czołach.

Nie możecie go unieważnić, paląc kodeksy prawne ani obmywając czoła waszych sędziów, choćbyście wylali na nie całe morze.

A jeśli chcecie zrzucić z tronu despotę, dopilnujcie najpierw zniszczenia jego tronu, który wznieśliście w sobie.

Bo jakże tyran mógłby panować nad ludźmi wolnymi i dumnymi, gdyby sami nie tyranizowali swojej wolności, nie zawstydzili się własnej dumy?

A jeśli chcecie wyrzec się troski, wiedzcie, że nikt was do niej nie zmuszał, że była waszym wyborem.

Co do lęku, który chcielibyście rozwiać, to jego siedliskiem jest wasze serce, nie ręka tego, którego się lękacie.

Zaprawdę, wszystko porusza się w was w wiecznym półobjęciu, to, czego pragniecie, i to, czego się lękacie, co wydaje wam się odrażające lub godne czci, za czym gonicie i przed czym uciekacie.

To wszystko porusza się w was jako światła i cienie lgnące do siebie parami.

A kiedy cień blednie i znika, światło, które pozostaje, staje się cieniem dla innego światła.

I tak wasza wolność, gdy zrzuci kajdany, stanie się kajdanami dla większej wolności”.

(…)

Wtedy znów odezwała się kapłanka: „Powiedz nam o rozumie i namiętności”.

A on odpowiedział:

„Wasza dusza bywa często polem bitwy między rozumem i zdolnością właściwego osądzania a namiętnościami i apetytem.

Chciałbym być rozjemcą, który zaprowadzi pokój w waszej duszy, przemieni panującą w niej niezgodę i potrzebę rywalizacji w poczucie jedności i harmonię.

Jakże jednak miałbym tego dokonać, jeśli i wy nie staniecie się rozjemcami, i więcej, jeśli nie pokochacie siebie w całości?

Wasz rozum i namiętności są sterem i żaglami żeglującej duszy.

Jeśli połamiecie maszty i stery, będziecie dryfować, miotani falami, albo wasza łódź znieruchomieje pośrodku morza w porze flauty.

Rozum, gdy włada samodzielnie, jest ograniczającą siłą; namiętność zaś, gdy niekontrolowana, wybucha płomieniem, który trawi sam siebie.

Dlatego pozwólcie, by dusza wzniosła rozum na wyżyny namiętności, aby zaśpiewała;

Niech kieruje namiętnościami rozumnie, podsyca je poprzez codzienne zmartwychwstania, by wznosiły się niby feniks z popiołów.

Chciałbym, żebyście traktowali waszą zdolność osądzania i apetyty tak, jak traktowalibyście dwóch ukochanych gości w waszych domach.

Z pewnością żadnego nie ugościlibyście lepiej; bo ten, kto lepiej traktuje jednego, traci miłość i zaufanie obu.

Pośród pagórków, gdy przysiadacie w chłodnym cieniu białych topoli, chłonąć spokój i ciszę dalekich pól i łąk – niech wasze serce powie: „Bóg odpoczywa w rozumie”.

A kiedy nadciągnie burza, gdy potężne wichry targać będą lasem, a błyskawice i grzmoty głosić będą majestat nieba – niech wasze serce zawoła z trwogą: „Bóg porusza się w namiętności”.

Skoro więc jesteście tchnieniem w Bożej sferze, liściem w Bożym lesie, także i wy powinniście odpoczywać w rozumie i poruszać się w namiętności”.

(…)

Wtedy odezwał się uczony: „Powiedz nam o mówieniu”.

A on odpowiedział:

„Zaczynacie mówić, kiedy odczuwacie niepokój w myślach.

Kiedy nie możecie dłużej trwać w samotności serca, ożywają wasze usta, wypowiadają słowa, które mają odwrócić uwagę od tego, co jest w sercu, pomóc wam przepędzić czas.

Często kiedy mówicie, zabijacie myślenie.

Bo myśl jest wolnym ptakiem, który w klatce słów może tylko rozpościerać skrzydła, lecz nie może wzlecieć.

Są tacy pośród was, którzy nie przestają mówić z lęku przed samotnością.

Milczenie samotności sprawia, że widzą siebie nagimi i chcieliby przed sobą uciec.

Są też tacy, którzy wypowiadają prawdy, których nie przemyśleli, nie poznali i których sami nie rozumieją.

Inni noszą w sobie prawdę, ale nie wypowiadają jej w słowach.

We wnętrzu takich ludzi mieszka duch w pulsującej ciszy.

Kiedy więc spotkacie przyjaciela przy drodze albo na targu, niech duch porusza waszymi wargami, niech duch podaje słowa językowi.

Niech głos w waszym głosie przemówi do ucha jego ucha;

Bo jego dusza zachowa prawdę waszego serca, jak usta zapamiętują smak wina, którego barwa już zwietrzała, a bukłak został wyrzucony”.

(…)

Wtedy pustelnik, który zwykł odwiedzać to miasto raz w roku, wystąpił i poprosił: „Powiedz nam o przyjemności”.

A on odpowiedział:

„Przyjemność jest pieśnią wolności,

Lecz nie jest wolnością.

Jest rozkwitającym pragnieniem,

Lecz nie jego owocem.

Jest głębią wołającą do wysokości,

Lecz nie jest ani głęboka, ani wysoka.

Jest więźniem w klatce, który dostał skrzydło,

Lecz nie jest objętą przestrzenią.

Tak, zaiste, przyjemność jest pieśnią wolności.

Pragnąłbym, byście wyśpiewali ją z głębi waszych serc; choć nie chcę, byście zagubili swoje serca w śpiewie.

Wasza młodzież goni czasem za przyjemnością, jakby była ona wszystkim, dlatego osądzacie ją i ganicie.

Ja jednak nie chciałbym ich osądzać ani ganić. Chciałbym, by zaczęli poszukiwania.

Bo odnajdą przyjemność, lecz nie tylko.

Przyjemność ma siedem sióstr, z których najmniej istotna jest od niej piękniejsza.

ISBN 13: 978-83-66388-49-9
EAN: 9788366388499

Informacje dodatkowe

Waga 200 g
Wymiary 14,5 × 20,5 cm
Autor

Kahlil Gibran

Książka

okładka miękka

Objętość

94 strony