Paramhansa Jogananda
Autobiografia jogina
Tom 2

49,00 

Wierne tłumaczenie oryginalnego pierwszego wydania

To jedna ze stu najlepszych książek z dziedziny duchowości. Jest jednym z najlepiej sprzedających się tytułów z zakresu filozofii Wschodu wszech czasów wydanym w milionach egzemplarzy. Arcydzieło Joganandy zostało nazwane jedną z najwspanialszych i najbardziej wpływowych książek dwudziestego wieku.
SKU: 1016953 Kategoria:

Opis

Prezentowany tutaj tekst to wierne tłumaczenie oryginalnego wydania z 1946 roku, wolne od zmian dokonanych po śmierci autora. Paramhansa Jogananda był pierwszym indyjskim Mistrzem jogi, który na tak wielką skalę nauczał na Zachodzie. Dowiadujemy się tutaj z pierwszej ręki o jego doświadczeniach w Indiach, objawieniach z dzieciństwa, historiach wizyt u Świętych i Mistrzów oraz o utrzymywanych we wielkiej tajemnicy naukach jogi i samorealizacji, które po raz pierwszy zostały udostępnione zachodniemu czytelnikowi. Książka  wręcz emanuje miłością do Boga, przemawia bezpośrednio do duszy, uświadamia ludziom moc Boga w sobie, inspiruje do życia dla wyższego celu. Jest to połączenie biografii i naukowej refleksji nad najgłębszymi tajemnicami życia, to klasyczny tekst, który przybliżył milionom ludzi na Zachodzie nauki medytacji. Steve Jobs przeczytał to dzieło w wieku 19 lat, miał na swoim iPadzie tylko tę jedną książkę, czytał ją regularnie, a jej egzemplarz był prezentem dla każdego z ludzi, którzy przybyli na jego pogrzeb z przesłaniem – „Realizuj siebie”.

Cytaty z książki:

Starożytne pisma wedyjskie głoszą, że światem fizycznym rządzi fundamentalne prawo Mai, czyli zasady relatywizmu i dualizmu. Bóg, jedyne życie, jest Absolutną Jednością. Nie może występować jako oddzielne i zróżnicowane formy stworzenia; wszelkie takie przejawy są fałszem, zasłoną iluzji. Tą kosmiczną iluzją jest Maja. Wszystkie wielkie odkrycia naukowe w czasach współczesnych potwierdzą tę prostą prawdę głoszoną przez starożytnych ryszich.

(…)

Wszelkie działania naturalne zdradzają swoje źródło w zasadzie Mai. Na przykład elektryczność jest zjawiskiem przyciągania i odpychania; elektrony i protony to elektryczne przeciwieństwa. Podobnie atom czy też najmniejsza cząstka materii jest, tak jak Ziemia, magnesem posiadającym biegun dodatni i ujemny. Cały świat zjawisk podlega tej niezbadanej polaryzacji; żadne prawo fizyki, chemii czy innej dziedziny nauki nie jest wolne od przeciwieństw czy też skontrastowanych ze sobą zasad.

(…)

Tak więc fizyka nie jest w stanie sformułować zasad niemających związku z Mają, będącą teksturą i strukturą stworzenia. Sama natura jest Mają; toteż nauki przyrodnicze muszą się liczyć z jej nieuchronnością. Ona jest wieczna i niewyczerpana; uczeni przyszłości nie zdołają osiągnąć więcej, mogą jedynie badać kolejne aspekty jej zróżnicowanej nieograniczoności. Dlatego nauka jest niekończącym się procesem, nigdy nie pozna wszystkich odpowiedzi. Potrafi formułować zasady już istniejące w kosmosie, ale nie pozna nigdy Prawodawcy i Jedynego Wykonawcy. Majestatyczne przejawy grawitacji i elektryczności są znane, ale czym są grawitacja i elektryczność, tego nie wie żaden śmiertelnik.

(…)

Rozerwanie zasłony Mai było zadaniem wyznaczonym ludzkości przez starożytnych proroków. Najwyższym ludzkim celem było wznieść się ponad dualizm wszelkiego stworzenia i ujrzeć jedność Stwórcy. Ci, którzy upierają się trwać w iluzji, muszą zaakceptować jej prawo polaryzacji: przypływy i odpływy, wznoszenie i opadanie, dzień i noc, przyjemność i ból, dobro i zło, narodziny i śmierć. Ten cykliczny ruch jest monotonną udręką, gdy doświadczyliśmy już kilku tysięcy narodzin w ciele ludzkim. Człowiek w końcu zaczyna spoglądać z nadzieją tam, gdzie nie pęta go przymus Mai. Rozdarcie zasłony iluzji równa się poznaniu tajemnicy stworzenia. Jogin, który w ten sposób obnaża wszechświat, jest jedynym prawdziwym monoteistą.

(…)

Pośród biliona tajemnic kosmosu największym fenomenem jest światło. Niepodobne falom dźwiękowym, których transmisja wymaga powietrza albo innych środków materialnych, fale świetlne przemieszczają się swobodnie w próżni międzygwiezdnej przestrzeni. Nawet hipotetyczny eter, będący zgodnie z teorią międzyplanetarnym medium światła, można odrzucić na podstawie wywodu Einsteina o geometrycznych właściwościach przestrzeni. Według innej hipotezy światło pozostaje najsubtelniejszą, najbardziej wolną od materialnej zależności ze wszystkich naturalnych manifestacji.

(…)

Północne granie Himalajów w okolicach Badrinarayan wciąż cieszą się błogosławieństwem żywej obecności Babadżiego, guru Lahiriego Mahasayi. Żyjący w odosobnieniu mistrz zachowuje swoją ludzką postać od wieków, może nawet od tysięcy lat. Nieśmiertelny Babadżi jest awatarem. To sanskryckie słowo oznacza „zstępującego” i pochodzi od słów awa, czyli „w dół”, oraz tri, czyli „przechodzić”. W pismach hinduskich awatar oznacza Boskość zstępującą w ciało.

– Stan duchowy Babadżiego przekracza ludzkie pojmowanie – wyjaśniał mi Sri Yukteswar. – Ograniczony ludzki wzrok nie zdoła przeniknąć do jego transcendentalnej gwiazdy. Na próżno usiłujemy sobie wyobrazić, kim jest awatar. To dla nas niepojęte.

(…)

Awatar nie podlega wszechświatowej ekonomii; jest to czyste ciało, widzialne w postaci obrazu świetlnego, niczego niezawdzięczające naturze. Z pozoru nie ma nic nadzwyczajnego w postaci awatara, ale bliższa obserwacja ujawnia, że nie rzuca on cienia ani nie pozostawia na ziemi śladów stóp. Tylko ten Bóg-człowiek zna prawdę wykraczającą poza relatywizm życia i śmierci.

(…)

Kriszna, Rama, Budda i Patanjali to także starożytni awatarowie. Agastya, awatar z południowych Indii, był natchnieniem dla wielu twórców poezji tamilskiej. Dokonał wielu cudów w ciągu wieków poprzedzających i następujących po erze Chrystusa; mówi się, że do dzisiaj zachował swoją postać fizyczną.

Misją Babadżiego w Indiach jest wspieranie proroków w udzielaniu specjalnej dyspensy. Dlatego można go zaliczyć do przedstawianej w pismach postaci Mahavatara (Wielkiego awatara). Twierdził, że inicjował w tajniki jogi Shankarę, starożytnego założyciela Zakonu Swamich, a także Kabira, słynnego średniowiecznego świętego.

(…)

Mahavatar trwa w nieustannej komunii z Chrystusem; wspólnie wysyłają wibracje odkupienia, zaplanowali też duchową technikę osiągania zbawienia dla tej epoki. Dzieło tych dwóch w pełni oświeconych mistrzów – z których jeden zachował ciało, a drugi nie – ma inspirować narody do zaprzestania samobójczych wojen, do zerwania z nienawiścią na tle rasowym i z religijnym sekciarstwem oraz z powracającym jak bumerang złem materializmu. Babadżi doskonale rozumie trendy naszych czasów, szczególnie skomplikowane wpływy i złożoność cywilizacji Zachodu. Dostrzega potrzebę szerzenia nauki o samowyzwoleniu, jaką jest joga, zarówno na Zachodzie, jak i na Wschodzie.

Nie powinien nas zaskakiwać brak historycznych zapisów na temat Babadżiego. Wielki guru nigdy nie ujawniał się w żadnym stuleciu. W jego planach nie ma miejsca dla nierozumnego wzroku gawiedzi. Podobnie jak Stwórca, będący jedyną, lecz milczącą potęgą, Babadżi pracuje w pokornym ukryciu.

Wielcy prorocy, tacy jak Chrystus i Kriszna, przychodzą na ziemię w określonym, spektakularnym celu i odchodzą z niej, kiedy tylko go osiągną. Inni awatarzy, tacy jak Babadżi, pracują nad powolnym procesem ewolucji człowieka przez wieki, nie występując w jednym niezwykłym zdarzeniu historycznym. Tacy mistrzowie zawsze zasłaniają się przed publicznym wzrokiem, potrafią bowiem stawać się niewidzialni. Z tego powodu, jak również dlatego, że nakazują swoim uczniom milczenie, wiele najwyższych duchowych postaci pozostaje nieznanych światu. I ja jedynie wspominam o Babadżim na stronach tej książki, podając zaledwie garść faktów, które jego zdaniem mogą być pomocne szerszemu ogółowi.

Nie wiadomo nic o rodzinie Babadżiego ani o miejscu jego urodzenia, żadne konkrety, tak drogie sercu kronikarza, nie zostały ujawnione. Babadżi wysławia się głównie w języku hindi, choć z równą swobodą operuje dowolnym językiem. Przyjął proste imię Babadżi oznaczające „czcigodnego ojca”.

(…)

Przygotowując się do rozstania z mistrzem i ziemią ojczystą, by dopłynąć do nieznanych brzegów Ameryki, nie odczuwałem lęku. Wiele słyszałem o Zachodzie, na którym rządził materializm i który tak bardzo różnił się pod tym względem od uduchowionych Indii, nad którymi od wieków unosiła się aura świętości. „Nauczyciel ze Wschodu, który śmiało przeniknie atmosferę Zachodu”, myślałem, „musi być twardszy niż ten, kto znosi chłód Himalajów”.

Któregoś razu, wczesnym rankiem, zacząłem się modlić. Myślałem, że będę się tak modlił aż do śmierci, dopóki nie usłyszę głosu Boga. Potrzebowałem Jego błogosławieństwa i zapewnienia, że nie zagubię siebie we mgle współczesnego utylitaryzmu. Moje serce było gotowe wyruszyć do Ameryki i w równym stopniu zdeterminowane, by usłyszeć kojące słowa Bożego zezwolenia.

Modliłem się i modliłem, łkając. Nie dostałem żadnej odpowiedzi. Moja cicha petycja rozbrzmiewała coraz głośniej, aż w południe osiągnęła szczyt. Mój mózg nie był w stanie znieść tej presji ani chwili dłużej. Gdybym zapłakał głośno jeszcze raz z głębi udręczonej duszy, straciłbym zmysły. I wtedy usłyszałem pukanie do drzwi pokoju przy Gurpar Road. Ujrzałem młodego człowieka w ubogiej szacie, jaką noszą asceci. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Nie chciał usiąść, pokazał tylko gestem, że pragnie ze mną rozmawiać na stojąco.

„To musi być Babadżi!”, pomyślałem w oszołomieniu, bo człowiek stojący przede mną wyglądał jak młody Lahiri Mahasaya.

Odpowiedział na moje myśli.

– Tak, jestem Babadżi – przemawiał melodyjnym głosem w języku hindi. – Nasz Niebiański Ojciec wysłuchał twojej modlitwy. Nakazał mi powtórzyć następujące słowa: Posłuchaj rady twojego guru i jedź do Ameryki. Nie lękaj się: będziesz chroniony.

(…)

Następnego ranka, kiedy stałem na peronie kolejowym w Puri, wciąż nie porzucając nadziei, podszedł do mnie nieznany mi człowiek.

– Słyszałeś, że twój mistrz odszedł? – zapytał i odszedł. Nigdy się nie dowiedziałem, kim był ani skąd wiedział, gdzie mnie szukać.

Tak mnie to oszołomiło, że zachwiałem się na nogach. W tej chwili zrozumiałem, że mój guru próbował mi przekazać tę straszną wiadomość. Czułem silny bunt, moja dusza groziła wybuchem wulkanu. Ledwo doszedłem do pustelni w Puri. Mój wewnętrzny głos powtarzał raz po raz: „Weź się w garść. Spokojnie”.

Wszedłem w aśramie do pokoju, w którym ciało mistrza, które wydawało się jak żywe, siedziało w pozycji lotosu, promieniując zdrowiem i pięknem. Niedługo przed swoim odejściem mój guru lekko gorączkował, ale na dzień przed swoim wstąpieniem w Nieskończoność jego ciało zdążyło już w pełni wyzdrowieć. Ilekroć spoglądałem na tę, tak drogą mi postać, nie mogłem przyjąć do wiadomości, że to życie dobiegło końca. Miał gładką i miękką skórę, a na jego twarzy gościł wyraz błogości i spokoju. Świadomie porzucił swoje ciało w chwili mistycznego powołania.

(…)

Byłem pogrążony w medytacji, gdy nagle ujrzałem boskie światło. Patrzyłem ze zdumieniem, jak cały pokój się zmienia, a promienie słoneczne nabierają nadnaturalnego blasku.

Ogarnął mnie zachwyt, bo oto nagle ujrzałem przed sobą Sri Yukteswara z krwi i kości!

– Synu mój! – odezwał się do mnie z czułością. Na twarzy mistrza gościł anielski uśmiech.

Po raz pierwszy w życiu nie padłem mu do stóp na powitanie, lecz zerwałem się, by chwycić go w ramiona. Niezwykła chwila! Cały ból minionych miesięcy ustąpił, doświadczyłem niewysłowionej błogości.

(…)

– Czy to naprawdę ty, mistrzu, ten sam Lew Boży? Czy nosisz ciało, które spaliłem pod okrutnymi piaskami Puri?

– Tak, moje dziecko, ten sam. To prawdziwe ciało, z kości i krwi. Choć ja widzę je jako wieczne, dla twoich oczu ma ono naturę fizyczną. Z kosmicznych atomów utworzyłem całkiem nowe ciało, dokładnie takie samo, jak to wyśnione przez kosmos ciało fizyczne, które złożyłeś pod wyśnionymi piaskami Puri w twoim wyśnionym świecie. Naprawdę zmartwychwstałem – nie na ziemi, lecz na planecie astralnej. Jej mieszkańcy są w stanie lepiej spełnić moje wzniosłe oczekiwania niż mieszkańcy ziemi. Pewnego dnia trafisz tutaj i ty oraz twoi bliscy, którzy dostąpią wzniesienia.

(…)

– Czcigodny mistrzu, opowiedz mi, proszę, więcej o astralnym kosmosie – rozluźniłem nieco uścisk na prośbę Sri Yukteswara, ale wciąż trzymałem go w ramionach. Mój największy skarb, mój guru, który śmiał się śmierci w twarz, by mnie odwiedzić!

– Istnieje wiele planet astralnych zamieszkałych przez wiele astralnych bytów – zaczął mistrz. – Mieszkańcy używają tych planet, czyli masy światła, by podróżować z jednej na drugą szybciej niż energia elektryczna i radioaktywna.

Astralny wszechświat, stworzony z różnych subtelnych wibracji światła i barwy, jest setki razy większy od kosmosu materialnego. Całe stworzenie fizyczne wisi niby solidny klosz pod wielkim świetlistym balonem sfery astralnej. Podobnie jak w kosmosie istnieje wiele słońc fizycznych i gwiazd, tak nie sposób zliczyć słońc i układów gwiezdnych w astralu. Ich planety mają astralne słońca i księżyce, piękniejsze niż fizyczne. Astralne ciała niebieskie przypominają ziemską zorzę polarną, choć tamtejsza jest daleko bardziej olśniewająca niż delikatna zorza księżycowa. Astralny dzień i noc są dłuższe niż ziemskie.

Świat astralny jest nieskończenie piękny, czysty, nieskalany i uporządkowany. Nie ma tam martwych planet ani opustoszałych lądów. Ziemskie utrapienia – chwasty, bakterie, insekty, węże – nie występują tam wcale. W przeciwieństwie do zmiennego klimatu i pór roku następujących na ziemi, na planetach astralnych panuje umiarkowana temperatura wiecznej wiosny, tylko od czasu o czasu pada tam biały śnieg albo deszcz wielobarwnych świateł. Planety astralne obfitują w opalizujące jeziora, lśniące morza i tęczowe rzeki.

(…)

Zwykły wszechświat astralny jest zamieszkały przez miliony astralnych bytów, które przybywają tam z ziemi, lecz również przez miriady duszków, syren, ryb, zwierząt, chochlików, gnomów, półbogów i duchów rezydujących na innych planetach astralnych zgodnie z tym, gdzie kieruje je karma. Dla dobrych i złych duchów istnieją tam różne siedziby czy też obszary wibracji. Te dobre mogą się swobodnie przemieszać, ale złe są zamknięte w ograniczonych strefach. Podobnie jak ludzie żyją na powierzchni ziemi, robaki w warstwach gleby, ryby w wodzie, a ptaki w powietrzu, istoty astralne o różnym stopniu rozwoju przebywają w odpowiednich dla nich obszarach wibracji.

Pośród upadłych, mrocznych aniołów, wygnanych z innych światów, toczą się konflikty i wojny. Mają one zbudowane bomby żywotronowe i korzystają z wibrujących promieni mentalnych mantr.  Istoty te zamieszkują ponure, bagniste rejony niższych warstw astralnego kosmosu, gdzie przepracowują swoją złą karmę.

W bezkresnych wymiarach ponad mrocznym astralnym więzieniem wszystko jaśnieje i jest piękne. Astralny kosmos jest bardziej niż ziemia naturalnie zharmonizowany z Boską wolą i planem doskonałości. Każdy obiekt astralny manifestuje się przede wszystkim z woli Boga, a tylko częściowo także z woli istot astralnych. Posiadają one moc modyfikowania albo wzbogacania wdziękiem i formą tego, co już stworzył Pan. On dał swoim astralnym dzieciom wolność i przywilej zmieniania i ulepszania astralnego kosmosu aktem woli. Na ziemi ciało stałe musi ulec przemianie w ciało ciekłe lub jakąś inną postać w procesach naturalnych lub chemicznych, tymczasem astralne ciała stałe ulegają przemianie w astralne ciecze, gazy albo czystą energię wyłącznie i natychmiastowo na skutek aktu woli mieszkańców tego wymiaru.

(…)

– Ziemia jest spowita mrokiem toczonych wojen i zabijania na morzu, lądzie i w powietrzu – ciągnął mój guru – ale wymiary astralne znają szczęśliwy stan harmonii i równości. Byty astralne dematerializują się albo materializują aktem woli. Kwiaty, ryby i zwierzęta mogą tymczasowo przyjmować astralną postać ludzką. Wszystkie byty astralne mogą się przemieniać dowolnie, mogą się też swobodnie ze sobą łączyć. Nie rządzi nimi żadne niezmienne, określone prawo naturalne – każde astralne drzewo może na przykład zapragnąć urodzić owoc mango lub jakikolwiek inny owoc, kwiat czy inny obiekt. Istnieją tam pewne ograniczenia karmiczne, ale jedna forma nie góruje w żaden sposób nad inną. Wszystko wibruje twórczym światłem Boga.

Nikt nie rodzi się z kobiety; potomstwo materializuje się poprzez istoty astralne dzięki pomocy ich kosmicznej woli w specjalnie zaprojektowanych, skondensowanych astralnie formach. Bezcielesny fizycznie byt dołącza do rodziny astralnej na zaproszenie, przyciągany podobnymi skłonnościami mentalnymi i duchowymi.

Ciało astralne nie odczuwa zimna, ciepła ani w ogóle warunków naturalnych. Zbudowane jest z astralnego mózgu albo świetlistego lotosu o tysiącu płatków oraz sześciu przebudzonych ośrodków sushumny, czyli astralnej osi mózgowo-krzyżowej. Serce przyciąga energię kosmiczną i światło z astralnego mózgu, pompując ją do astralnych nerwów i komórek ciała albo żywotronów. Byty astralne mogą wpływać na swoje ciała siłą żywotronów albo mantrycznymi wibracjami.

(…)

Nie tak jak w przestrzennym, trójwymiarowym świecie fizycznym, poznawalnym jedynie poprzez pięć zmysłów, sfery astralne są widoczne dla obejmującego wszystko szóstego zmysłu intuicji – podjął Sri Yukteswar. – Dzięki czysto intuicyjnemu odczuwaniu wszystkie byty astralne widzą, słyszą, wąchają, smakują i dotykają. Mają troje oczu, ale dwoje z nich jest częściowo zamkniętych. Trzecie, główne oko astralne, umieszczone pośrodku czoła, jest otwarte. Byty astralne mają zewnętrzne narządy sensoryczne – oczy, uszy, język i skórę – jednak używają intuicji do odbierania wrażeń płynących ze wszystkich części ciała; mogą więc widzieć przez uszy, nos czy skórę, słyszeć oczami albo językiem, smakować uszami i skórą itp.

(…)

Na wyższych planetach astralnych celebruje się radosne festiwale, jak na Hiranyaloce, kiedy któryś z bytów zostaje wyzwolony ze świata astralnego na ścieżce swojego duchowego rozwoju i jest gotów wejść do nieba świata przyczynowego.

(…)

– Przyjaciele z innych wcieleń rozpoznają się w tym astralnym świecie bez trudu – podjął Sri Yukteswar swoim pięknym melodyjnym głosem. – Świętując nieśmiertelną przyjaźń, poznają także, że miłość jest niezniszczalna, w co zwątpili na skutek smutnej konieczności rozstania się z ziemskim życiem.

Istoty astralne obdarzone są przenikliwą intuicją zdolną przedrzeć się przez zasłonę oddzielającą ich od ludzi na ziemi. Człowiek nie może zobaczyć świata astralnego, chyba że rozwinął w sobie szósty zmysł. Tysiącom mieszkańców ziemi zdarzyło się jednak choć przez krótką chwilę ujrzeć jakiś byt astralny lub tamten świat.

(…)

Uwolnione z ziemskich ograniczeń byty astralne spotykają wielu krewnych, ojców, matki, żony, mężów i przyjaciół, z którymi tworzyły związki w swoich wcieleniach na ziemi, 43-5 jako że od czasu do czasu pojawiają się w różnych częściach astralnego wymiaru. Czują się z tego powodu zdezorientowane, nie wiedząc, kogo obdarzyć miłością. Zarazem jednak uczą się kochać wszystkich jednakowo, jako dzieci i indywidualne ekspresje Boga. Chociaż wygląd zewnętrzny ich bliskich mógł się zmienić, w zależności od tego, jakie cechy wykształcili oni w sobie w ostatnim wcieleniu, byty astralne posługują się swoją nieomylną intuicją w rozpoznawaniu wszystkich, którzy byli im niegdyś bliscy w innych wymiarach egzystencji, i witają ich w nowym, astralnym domu.

(…)

W świecie astralnym żyje się znacznie dłużej niż na ziemi. Przeciętny okres życia normalnie rozwiniętej istoty astralnej wynosi od pięciuset do tysiąca lat według ziemskiej miary. Podobnie jak ziemskie sekwoje żyją znacznie dłużej niż inne drzewa albo niektórzy jogini dożywają kilkuset lat, podczas gdy przeciętny człowiek umiera przed ukończeniem sześćdziesiątego roku życia, niektóre byty astralne żyją dłużej niż inne. Goście w świecie astralnym przebywają tam przez dłuższy lub krótszy czas w zależności od stopnia obciążeń karmicznych, które przyciągają je z powrotem na ziemię w stosownym czasie.

Byt astralny nie musi zmagać się w bólu ze śmiercią, gdy przychodzi pora porzucić świetliste ciało. Wiele z tych istot odczuwa jednak pewien niepokój na myśl o wyzbyciu się formy astralnej i przyjęciu subtelniejszej postaci w wymiarze przyczynowym. Świat astralny jest wolny od niechcianej śmierci, chorób i starości. Te trzy są przekleństwem ziemi, gdzie człowiek pozwolił, by jego świadomość utożsamiała się niemal całkowicie z wątłym ciałem fizycznym, wymagającym nieustannego zasilania powietrzem, pożywieniem i snem.

Śmierć fizyczna wiąże się z końcem oddychania i rozpadem komórek ciała. Śmierć astralna jest rozproszeniem żywotronów, przejawionych cząstek energii, tworzących strukturę życia istot astralnych. W chwili śmierci fizycznej byt traci świadomość ciała i zauważa swoje ciało subtelne w świecie astralnym. Doświadczenie śmierci astralnej pozwala mu przejść od świadomości astralnych narodzin i śmierci do fizycznych narodzin i śmierci. Ten naprzemienny cykl narodzin w świecie fizycznym i astralnym jest losem wszystkich nieoświeconych istot. Podawane w pismach opisy nieba i piekła poruszają czasem w człowieku głębsze niż podświadome wspomnienia długiego szeregu doświadczeń w błogości astralnej i rozczarowań ziemskiego świata.

(…)

Pragnienia natury fizycznej są zakorzenione w egoizmie i chęci przeżywania przyjemności zmysłowych. Kompulsja czy pokusa doświadczeń zmysłowych jest silniejsza niż siła pragnienia przywiązania astralnego czy postrzegania przyczynowego.

Pragnienia astralne koncentrują się wokół radości odczuwanej jako wibracja. Istoty astralne sycą się eteryczną muzyką sfer, zachwyca je widok całego stworzenia jako niewyczerpanej ekspresji zmiennych świateł. Byty astralne mogą także poczuć, posmakować i dotykać światła. Dlatego astralne pragnienia są połączone ze zdolnością bytu astralnego do postrzegania wszystkich przedmiotów i doświadczeń jako form światła albo skondensowanych myśli i snów.

ISBN 13: 978-83-66388-70-3
EAN: 9788366388703

Informacje dodatkowe

Waga 450 g
Wymiary 14,5 × 20,5 cm
Autor

Paramhansa Jogananda

Książka

okładka miękka

Objętość

314 stron